„Jego muzyki powinno się słuchać na klęcząco” – mówi ze wzruszeniem w rozmowie z RMF FM 79 – letni Andrzej Dańko, emerytowany mechanik, działacz opozycji demokratycznej w PRL, działacz związkowy, samorządowy, polityczny i społeczny, członek komisji praworządności i porządku publicznego z ramienia Zarządu Regionu małopolskiej "Solidarności" w Radzie Miasta Krakowa, ale przede wszystkim wielki fan muzyki Elvisa Presley’a. 16 sierpnia każdego roku świat obchodzi rocznicę jego śmierci.
Z Panem Andrzejem spotykamy się w jego małym mieszkaniu w bloku w jednej z dzielnic Krakowa. Na ścianach nie ma prawie centymetra wolnej przestrzeni, wszędzie pamiątki lub artefakty związane z Elvisem, symbole religijne, zdjęcia swojej ukochanej żony, którą stracił lata temu lub syna i wnuczki.
Pan Andrzej zasiada w swoim ulubionym fotelu, zapala papierosa, od którego nie może się uwolnić i zaczyna wspominać. W trakcie rozmowy wypali ich kilkanaście.
Był koniec lat 50. Młody Andrzej kończył szkołę podstawową. Jego kolega ze szkoły, syn dyrektora, przyniósł do klasy wiadomość, że pojawił się w Ameryce jakiś piosenkarz, którego zakazują pokazywać poniżej pasa, nazywa się Elvis Presley. Już samo imię i nazwisko zrobiło na Andrzeju piorunujące wrażenie. Od tej chwili nie mógł przestać o nim myśleć. Jakiś czas później na jednej z zachodnich stacji usłyszał "Love me Teneder" i "Jailhouse Rock". Zachwycił się jego głosem i ekspresją wykonania. Mimo niedawnego przełomu 1956 roku, w Polsce nadal nie było żadnych szans, żeby w radio puścili piosenkę "zdeprawowanego rock’n’rollowca ze zgniłego Zachodu", zaś o kupieniu płyty nie było w ogóle mowy.
Coś się zmieniło na początku lat 60. Dorastający Andrzej jeździł do Katowic, bo tam była możliwość kupienia pocztówek dźwiękowych z piosenkami Presley’a chałupniczo produkowanych w małych wytwórniach. To wtedy można było sobie samemu dograć do takiej pocztówki swoje własne życzenia dla mamy, cioci lub narzeczonej. O dziwo, w prasie zaczęły się pojawiać artykuły i wzmianki o Elvisie. Dorastający Andrzej nie przegapił żadnego z nich.
Wielki album z wycinkami starych artykułów o Presley’u zbieranych przez Seniora to dziś najważniejsza rodzinna pamiątka w rodzinie Dańków. Młodzieniec miał już swój własny adapter Bambino, kupił sobie gitarę, nauczył się kilku chwytów.
Miałem wtedy wokół siebie grono wielbicieli. To ja byłem KTOŚ - mówi z uśmiechem w reportażu. Pan Andrzej wspomina popularną w latach 60. Audycję Polskiego Radia "Rewia piosenek" prowadzoną przez Lucjana Kydryńskiego. W co trzecim wydaniu zawsze była prezentowana jakaś piosenka Elvisa. Pan Andrzej zapamiętał wtedy jedną zapowiedź Kydryńskiego - "Gdyby każdy dzień był Bożym Narodzeniem, to utwór Elvisa byłby cały czas na pierwszym miejscu".
I przyszedł rok 1968. Elvis po 8 latach grania w filmach wraca na scenę, Pan Andrzej słucha "nowego Elvisa" i ...nie podoba mu się. Jego śpiew jest brutalny, chrapliwy, dopiero po czasie kiedy zobaczył film i dowiedział się o historii powrotu Elvisa na scenę, zrozumiał i polubił tego "nowego Elvisa".
W latach 70. było już zupełnie inaczej. Ludzie zaczęli wyjeżdżać za granicę, pojawiały się płyty, pojawiały się tez wydawnictwa polskie i z bratnich krajów socjalistycznych. W prasie i radiu, jak się miało szczęście można było posłuchać Króla.
Pan Andrzej dobrze zapamiętał 16 sierpnia 1977 roku. Wrócił z pracy, a w radio co chwilę emitowali piosenki Elvisa. Coś go tknęło. Pojawiły się wreszcie komunikaty. Elvis Presley nie żyje! W Wiadomościach telewizyjnych poświęcili tej informacji całe 15 sekund.
Najtrudniejsza była pierwsza rocznica. Jak to go nie ma? Przecież on bez przerwy jest i dalej śpiewa - mówi pan Andrzej z zapałem. To samo czuje teraz - po ponad 4 dekadach od jego śmierci.
Skałki Twardowskiego w Krakowie, niedaleko słynny Zakrzówek. To tutaj w końcu lat 60. Zbierała się krakowska bitnikowa młodzież. Śpiewali piosenki, pili piwo i wino, to tutaj czuli się wolni. Dla fanu nazwali wtedy małą alejkę, która przebiegała obok, "Aleją Elvisa Presley’a", traktując to jako symbol tęsknoty do wolności. W końcu tak się stało.
W 2003 roku z inicjatywą utworzenia Alei Presley’a wystąpiły - Polskie Stowarzyszenie Wychowania Pozaszkolnego, Królewski Klub Krakowa Elvis "Good Luck Charm" oraz Komitet Organizacyjny Aleja Elvisa Presley’a, na którego czele stał Jan Blajda, znany krakowski działacz miejski, mistrz brydża, a przede wszystkim wielki fan Elvisa Presley’a. Po latach zabiegów i nacisków w końcu Rada Miasta Krakowa podjęła uchwałę o nadaniu alei imienia Króla Rock’n’Rolla. Wówczas była to druga na świecie Aleja dedykowana wielkiemu piosenkarzowi. Ta pierwsza była w Memphis, mieście gdzie mieszkał i gdzie zmarł artysta.
Nowa Aleja była doskonałym miejscem na realizację kolejnego marzenia Jana Blajdy - budowy jedynego w Polsce pomnika Elvisa Presley’a. Powstał on w czerwcu 2005 roku.
Autorem koncepcji pomnika był zmarły 5 lipca 2013 roku Jerzy Brataniec - artysta był związany m.in. z teatrem Tadeusza Kantora, dla którego zaprojektował i wykonał niezwykłe Maszyny, które w na równi z aktorami "grały" w spektaklach. Twórca koncepcji pomnika był także scenografem Teatru STU w pionierskich latach jego działalności.
Od tamtego czasu Pomnik Elvisa Presley’a, to tradycyjne miejsce spotkań fanów Elvisa z Krakowa i z całej Polski, szczególnie w dni rocznicowe - 8 stycznia (rocznica urodzin Elvisa Presleya) i 16 sierpnia (rocznica jego śmierci).
We wrześniu 2013 roku pomnik został zdewastowany, skradziono dwie miedziane tablice z napisem Aleja Elvisa Presley'a. Staraniem stowarzyszenia Aleja Elvisa Presley'a nowe tablice wróciły na swoje miejsce. Jan Blajda zmarł w styczniu 2017 roku.
Jaki on jest przystojny, nie - nieładnie powiedzieć - piękny, jak on wspaniale śpiewa, jaki on jest dobry, to był dusza człowiek - mówi ze wzruszeniem Pan Andrzej. Mimo prawie 80 lat i niezbyt dobrego zdrowia nie opuszcza żadnej imprezy elvisowej, ani żadnego spotkania fan clubu "Elvis w Krakowie". Wśród członków klubu ma ksywkę Senior. Zawsze siada z boku, nie odzywa się, ale kiedy już zabierze głos, wszyscy milkną i słuchają. Znają go dobrze. Łucja Berger, jego współpracownica z czasów działalności w Związku "Solidarność" wie, że za maską groźnego i władczego szefa, kryje się dobry, pomocny i wspierający Andrzej. To samo dobro. Jak już wszyscy zawodzą, to zostaje tylko on, Andrzej, który zawsze pomoże i zawsze znajdzie jakieś rozwiązanie - mówi Łucja Berger. Wie, o czym mówi, bo kiedy sama walczyła ze swoją straszną chorobą, Andrzej był zawsze tuż obok i pomagał, jak nikt inny. To on zaraził ją pasją do muzyki Elvisa, ona zaraziła tą samą pasją swojego syna, który teraz ma wśród znajomych ksywkę "Elvis".
Jakaś część jego jest we mnie - odpowiada pan Andrzej na pytanie, kim był dla niego Elvis.
Więcej o życiu i działalności Andrzeja Dańko można przeczytać tutaj.
Krzysztof Nepelski we współpracy z Jerzym Dańko, Fan Club "Elvis w Krakowie"