Po Brexicie trzeba poważnie brać pod uwagę zmiany granic na naszym kontynencie.
Za dwa miesiące minie 25. rocznica rozpadu Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, który przestał istnieć w sierpniu 1991 roku. Imperium to, które miało być "wieczne", rozpadło się wtedy na szesnaście mniejszych lub większych niezależnych państw. Rok wcześniej w sposób "aksamitny" rozpadła się Czechosłowacja, a kilka lat później -niestety w sposób bardzo krwawy - Jugosławia, na gruzach której powstało siedem kolejnych państw. Wymienione powyżej trzy federacje przetrwały około 70 lat, ale nie wytrzymały próby w czasach najnowszych. Wbrew bowiem przewidywaniom polityków, zwłaszcza lewicowych i liberalnych, przełom XX i XXI wieku stał się w Europie czasem silnych tendencji odśrodkowych.
Wczorajsze referendum o wyjściu Wielkiej Brytanii ze struktur Unii Europejskiej może zapoczątkować rozpad całej federacji. I to w sposób gwałtowny i nieprzewidywalny. Może też rozpaść sama Wielka Brytania, bo odrębność Anglii, Szkocji, Walii i Irlandii Północnej daje znać osobie nie tylko w czasie turniejów piłkarskich. Los Zjednoczonego Królestwa nie byłaby jednak odosobniony, bo w szwach od lat trzeszczy Bośnia i Hercegowina, a także Hiszpania, która w swoich strukturach Katalonii raczej już nie da rady dłużej utrzymać. Osobnym problemem jest też Belgia, zamieszkiwana przez dwa narody.
Groźba rozpadu może nie dotknie silnych państw związkowych np. Szwajcarii i Niemiec, ale w Europie Wschodniej w dotychczasowym kształcie może nie przetrwać np. Ukraina, której granice po II wojnie światowej zostały nakreślone w sposób sztuczny przez zwycięskiego Stalina. To samo dotyczy Federacji Rosyjskiej, a zwłaszcza jej muzułmańskich republik i obwodów autonomicznych. Jeżeli pod uwagę weźmiemy silne od lat tendencje separatystyczne np. Korsyki czy kraju Basków, a nawet i północnych Włoch, to trzeba poważnie brać pod uwagę zmiany granic na mapie naszego kontynentu.
Czy Europa jest na to przygotowana? Raczej nie, jak i Polska. Nie ma co tragizować, ale Brexit jest poważnym ostrzeżeniem, że nie wszystko da się przewidzieć i poustawiać przy zielonym stole w Brukseli czy Berlinie. Zwłaszcza, że wiele narodów europejskich żyć w takiej czy innej federacji po prostu nie chce.