Władze kościelne, tak watykańskie, jak i polskie, muszą dołożyć wszelkiej staranności, aby wyjaśnić postawione zarzuty. Wszelkie bowiem próby „zamiatania pod dywan”, tak jak to było w sprawie lustracji czy homolobby będą miały negatywne skutki, które wierni i księża będą odczuwać przez wiele lat.

Od wielu lat żadna sprawa nie wzbudziła takich emocji wśród świeckich i duchownych archidiecezji krakowskiej, co oskarżenia pod adresem księdza biskupa Jana Szkodonia. Parę lat temu pojawiły się wprawdzie podobne zarzuty wobec arcybiskupa Józefa Wesołowskiego, ale hierarcha ów, choć wywodził się z Czorsztyna na Podhalu, był jednak pod Wawelem postacią bardzo mało znaną, gdyż przez dziesiątki lat pracował poza krajem, a konkretnie w różnych nuncjaturach po całym świecie. Z kolei biskupa Szkodonia, urodzonego na w Chyżnym na Orawie, znają prawie wszyscy. Przez wiele lat był bowiem on ojcem duchownym w seminarium w Krakowie, a następnie, przez prawie 32 lata biskupem pomocniczym i bliskim współpracownikiem trzech kolejnych metropolitów krakowskich. Jest też autorem wielu publikacji poświęconych formacji kapłańskiej i życiu rodzinnemu.  Zajmował się także duszpasterstwem ludzi młodych. 

Księdza biskupa poznałem na rekolekcjach oazowych ponad 40 lat temu, gdy byłem jeszcze licealistą. Był on również moim wychowawcą w czasie studiów teologicznych. Zawsze ceniłem go za jego gorliwość, pokorę i pobożność. Jedyne negatywne doświadczenie miało miejsce w czasie tzw. kryzysu lustracyjnego w 2006 r., kiedy to biskup stanął na czele komisji "Pamięć i troska". Niestety komisja ta, zwana później ironicznie "Niepamięć i Beztroska", zamiast wyjaśnić współpracę niektórych duchownych z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa i doprowadzić do oczyszczenia, zajęła się w rzeczywistości rozmyciem i zatuszowaniem problemu. Wiele osób miało wówczas przekonanie, że bardziej troszczy się ona o dobre samopoczucie sprawców niż o naprawienie krzywd wyrządzonych ofiarom.

Zarzuty o molestowanie nieletniej postawione biskupowi są dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Po raz pierwszy dowiedziałem się o nich od znajomych dziennikarzy i prawników, ale nie mogłem w nie uwierzyć. Jednak dwa miesiące temu zgłosiła do mnie osoba pokrzywdzona, czyli pani Monika (imię zmienione), która opowiedziała o swoich wieloletnich kontaktach z księdzem biskupem. Jej relacja, choć szokująca, była bardzo spójna. W żaden sposób nie odczułem, że jest to zemsta czy konfabulacja. Poza tym, osoba ta, bardzo dobrze wykształcona, troskliwie opiekująca się swoimi dziećmi i pracująca na odpowiedzialnym stanowisku, znana jest w swoim środowisku od jak najlepszej strony, co zresztą potwierdzili nasi wspólni znajomi. Od pani Moniki dowiedziałem się także, że zawiadomienie o całej sprawie złożyła ona przez swojego adwokata 27 maja ubiegłego roku w nuncjaturze apostolskiej w Warszawie, ale wciąż czeka na odpowiedź. Przesłuchanie to odbyło się już po naszej rozmowie, w dniu 23 stycznia br. 

Nie czuję się uprawniony, aby w jakikolwiek sposób oceniać zarzuty. Dziwi mnie jednak postepowanie władz kościelnych. Po pierwsze, ta wielomiesięczna zwłoka z przesłuchaniem. Nawiasem mówiąc, komunikat w tej sprawie nuncjatura wydała dopiero dziś. Co więcej, "zapomniała" w nim o tym, że Prokuratura Okręgowa w Krakowie prowadziła już postępowanie w tej sprawie, ale umorzyła je z powodu przedawnienia.

Po drugie, sam zainteresowany biskup przez ostatnie miesiące pełnił swoją posługę tak, jakby się nic nie stało. Na zawieszenie swej posługi, jak i na wyjazd z archidiecezji, zdecydował dopiero na kilka dni przed publikacją zapowiedzianego artykułu. Z kolei swoje oświadczanie, zaprzeczające wszystkim zarzutom, wydał wieczorem w przeddzień publikacji.


Po trzecie, choć poprzedni metropolita krakowski, kardynał Stanisław Dziwisz odniósł się do sprawy, to wciąż brak  oświadczenie tak obecnego metropolity, Marka Jędraszewskiego, jak i kurii krakowskiej. To dość zastanawiające, bo 18 lat temu metropolita jako biskup pomocniczy w Poznaniu dość zdecydowanie stanął w obronie abp. Juliusza Paetza, którego oskarżono o molestowanie kleryków.  

Reasumując, władze kościelne, tak watykańskie, jak i polskie, muszą dołożyć wszelkiej staranności, aby wyjaśnić postawione zarzuty. Wszelkie bowiem próby "zamiatania pod dywan", tak jak to było w sprawie lustracji czy homolobby czy wspomnianej sprawie abp. Paetza będą miały negatywne skutki, które świeccy i duchowni w całej Polsce będą odczuwać przez wiele lat.