Wist Grzegorza Schetyny z Małgorzatą Kidawą-Błońską na premiera powinien być przez komentatorów polskiego życia politycznego doceniany. Ba, powinien być nawet wychwalany pod niebiosa. Jedna decyzja raz na zawsze zakończyła jeden z głupszych sporów naszej rzeczywistości: o to, czy lider partii powinien być premierem. Opozycja, która zjadliwie krytykowała PiS za premierostwo Beaty Szydło czy Mateusza Morawieckiego, teraz krytykować przestanie. Partia rządząca, tak silnie obsobaczana za lidera na tylnym siedzeniu, tę akurat decyzję zostawi bez złośliwego komentarza. Prawda?
No dobrze. Ja wiem, jak będzie, widzę, jak jest. Ale oczekiwanie, że jaskrawy przykład podwójnych standardów, który dosłownie widać, słychać i czuć, powinien obudzić jakąś refleksję - i to po obu stronach, nie jest tak całkiem "nie z tego świata". Może w naszym postrzeganiu i czasem komentowaniu rzeczywistości warto opierać się na własnej opinii o tym, co jest ważne, a co nie, może warto samemu się zastanowić, może warto odrzucić przekazy dnia suflowane nam SMS-ami czy w "zaprzyjaźnionych" mediach.
Jeśli lider partii uważa, że perspektywa jego premierostwa bardziej tej formacji zaszkodzi, niż pomoże, jeśli ma tak silną pozycję, że nikt mu nie fiknie, to jaki w tym problem, że wybiera miejsce na tylnym siedzeniu? Ja wiem, że niektórych z nas aż kusi, by powiedzieć, że akurat w tym przypadku to tak nie jest, to zupełnie co innego itd., ale... może lepiej tego nie mówić. Ja wiem, że miłośnicy opozycji, by opanować chwilowy dysonans poznawczy, przebąkują nawet o tym, że Kidawa-Błońska z czasem może mogłaby nawet stać się przywódcą PO, ale proponuję, by dali sobie spokój.
Coś podobnego dzieje się chyba w ponurej sprawie awarii warszawskiej kanalizacji. Kto bardziej niż opozycja jest przez ostatnie lata wrażliwy na sprawy ochrony środowiska, kto, jak nie opozycja, pokazał już wolę stanowczych protestów, gdy naturze, wszystko jedno, czy pod postacią wiewiórki, dzika, drzewa czy mierzei, coś zagraża. I cóż się nagle stało? Wystarczyło, by szambo wybiło akurat w rządzonej przez prezydenta Rafała Trzaskowskiego stolicy, by opozycja, a wraz z nią wszystkie najbardziej ekologiczne z ekologicznych pozarządowe organizacje, nabrały... no nie do końca wody, ale jednak w usta.
Ja wiem, awaria ścieków w Warszawie to nie drugi Czarnobyl, ale bagatelizowanie jej, podobnie jak wyolbrzymianie do nieprzyzwoitości, jest co najmniej tak samo niepoważne. Jeśli organizacje ekologiczne wraz z całą opozycją lekceważą zrzut ścieków najpierw do Motławy i Zatoki Gdańskiej, a teraz do Wisły za Warszawą, to jak możemy poważnie traktować ich alarmy w sprawie Via Carpatii czy kornika? No nie możemy... Czy teraz, kiedy widać i czuć to już tak wyraźnie, możemy liczyć na to, że i na tej linii sporu nieco się wyciszy, że tworzona przez żołnierzy rura na pontonach przerzuci most nie tylko między... sami wiecie czym a oczyszczalnią, ale i między dwiema stronami politycznego sporu? No właśnie.
O istotnym znaczeniu "moralności Kalego" dla naszej debaty politycznej i społecznej napisano już chyba wszystko. Już tyle razy wydawało się, że czas najwyższy, by dać sobie z nią spokój. I co? I nic. Niby wiemy, niby widzimy, niby mówimy Kalemu "nie", ale on trwa przy swoim i wciąż kradnie nam krowę. A o co chodzi z tą matematyką? To proste. Matematyka uczy nas logicznego myślenia, wykorzystywania wiedzy i wyciągania wniosków. Uczy nas też nieufności do wszystkiego, co nielogiczne, co się, przepraszam..., kupy nie trzyma. Im więcej matematyki, w szkołach i w życiu, tym większa szansa, że na brak logiki będziemy zwracać uwagę, będzie nas drażnił i odrzucał. To Kalego tak od razu nie zmieni. Bez względu na to, z której strony naszej barykady przychodzi, Kali będzie dalej myślał i robił swoje. Ale my w pilnowaniu własnych krów będziemy znacznie skuteczniejsi...