"Bomba demograficzna tyka. Jest nas 7,5 miliarda. Prognozy pokazują, że będzie jeszcze więcej" - mówi gość programu "Danie Do Myślenia" dr Krystyna Rejman, kierownik Zakładu Wyżywienia Ludności SGGW. "Jeżeli nie zmienimy diety, to dla rosnącej liczby ludności będzie potrzeba o 70 proc. produkcji żywności więcej" - dodaje. Zaznacza, że podstawą wyżywienia świata są produkty zbożowe, rośliny korzeniowe i strączkowe. "Dodatkowa produkcja zwierzęca i przekładanie tej żywności na zwierzęcą powoduje, że my tracimy znacznie dużo tej żywności pochodzenia roślinnego" - ocenia Rejman. Jej zdaniem, nie musimy jeść aż tyle mięsa i produktów pochodzenia mlecznego. "Jeżeli będziemy jeść więcej warzyw, owoców, produktów pełnozbożowych, to jesteśmy w stanie zaspokoić wszystkie potrzeby organizmu"- mówi dr Krystyna Rejman. Dodaje, że kraje bogate jedzą za dużo. "Jeżeli średnio w Afryce przeciętna energetyczność diety to jakieś 2400 kalorii, to w USA to jest 3800 kilokalorii" komentuje gość RMF Classic.
Tomasz Skory: Ludzkość liczy dziś niemal 7,5 miliarda. W ciągu każdych kolejnych kilkunastu lat przybywa kolejny miliard. Wiele osób już od dawna bije na alarm, twierdząc, że w tym tempie nie będziemy w stanie się wyżywić - my ludzkość. Czy to jest słuszne bicie na alarm? Może tak być?
Dr Krystyna Rejman: Rzeczywiście bomba demograficzna tyka. Jest nas 7,5 miliarda. Prognozy pokazują, że będzie nas więcej. Jeszcze w roku 1950 to było zaledwie 2,5 miliarda, ale wtedy też zaczęła się taka era uprzemysławiania produkcji, przetwórstwa żywności. I właściwie tej żywności produkujemy tyle, żeby wystarczyło dla wszystkich.
Tak teraz jest?
Tak jest.
To dlaczego w takim razie około 1/4 ludzkości cierpi głód? Nie dojada po prostu. To jest kwestia dystrybucji?
Niekoniecznie dystrybucji, bo podstawą wyżywienia świata są przede wszystkim produkty zbożowe, produkty - tzw. rośliny korzeniowe, czyli w Polsce ziemniaki, jakieś warzywa korzeniowe i strączkowe. I to jest źródło wyżywienia świata. A dodatkowa produkcja zwierzęca i przekładanie tej żywności pochodzenia roślinnego na zwierzęcą powoduje, że my tracimy strasznie dużo tej żywności pochodzenia roślinnego.
Pani mówi: "przekładanie produkcji roślinnej na zwierzęcą"...
Po prostu pasze.
Innymi słowy mówimy o tym, że większość tego, co rośnie, zjadają zwierzęta, które następnie zjadamy my.
Tak jest. Człowiek przyzwyczaił się do jedzenia produktów pochodzenia zwierzęcego i im więcej produktów pochodzenia zwierzęcego w diecie, tym uważa się - niesłusznie moim zdaniem, nie tylko moim zresztą - za oznakę statusu społecznego, ekonomicznego i w ogóle rozwoju gospodarczego państwa.
Ale to chyba zawsze historycznie, kulturowo tak było, że nie wszystkich było stać na mięso, zatem mięso było wyrazem prestiżu.
Tak. Tylko, że już dzisiaj żyjemy w takich czasach, że wręcz przeciwnie, jeżeli potrafimy gościa ugościć produktami fajnymi, ale pochodzenia roślinnego, to jest ciekawiej. To to wyznacza w tej chwili nasz status. Wracając jeszcze do pana poprzedniego pytania - jeżeli przeliczymy zapotrzebowanie ludności świata na przeciętne potrzeby energetyczne człowieka a jest to 2000 kalorii dziennie, to produkowana dzisiaj żywność absolutnie wystarcza. Dla wszystkich.
Tak po prostu?
Ale też kraje najbogatsze jedzą za dużo.
Jedzą, czy zużywają tylko, bo to różnica?
Jedzą za dużo. Bo jeżeli średnio w Afryce powiedzmy przeciętna energetyczność diety, to jest jakieś 2400 kalorii - liczona dzisiaj, średnio. To w Stanach Zjednoczonych to jest 3800 kilokalorii. To są natychmiast choroby dietozależne, to jest epidemia nadwagi, otyłości. Półtora miliarda ludzi, to są ludzie cierpiący właśnie na tę otyłość i nadwagę.
Ale kiedy mowa o problemach żywnościowych, globalnych, dość powszechnie się oczekuje, że wy naukowcy macie na swoich biurkach, w swoich pracowniach jakieś takie wysokoplenne rośliny, które pozwolą nam wybrnąć z problemu tych niedoborów, które gdzieniegdzie występują. Czy rzeczywiście coś takiego jest? Kiedyś wiązano takie nadzieje z zieloną rewolucją, w latach 60.
Nagroda Nobla za tę rewolucję.
Tam chodziło o wysokoplenną kukurydzę, pszenicę. One chyba nie sprawdziły się, bo energochłonność tych działań tam było nieopłacalna.
Tak, to podwójne plonowanie rzeczywiście wymagało ogromnych nakładów materiałowych.
No właśnie, czy mamy coś bezpiecznego? Coś co byłoby jednocześnie naturalne, ekologiczne, jak mówimy i wysokoplenne?
To za dużo wymagań w jednym. Bo powiedzmy wysokoplenne, obiecujące i pewne zbiory mogą dawać rośliny genetycznie modyfikowane, ale wiemy też, że cała Europa jest niezwykle konserwatywna, jeżeli chodzi o te osiągnięcia nauki i jesteśmy przeciw. Nie chcemy wpuścić na teren Europy zbyt dużo tych roślin genetycznie modyfikowanych.
A czy nie jesteśmy na nie skazani, jeśli świat ma się wyżywić?
Mnie się wydaje, że każdy z nas już spożywa dzisiaj żywność, która w jakiejś tam części pochodzi z takiej genetycznie zmodyfikowanej na przykład soi czy kukurydzy. Te uprawy genetycznie modyfikowane będą się zwiększały. Dzisiaj to jest obszar 180 milionów hektarów. W Polsce mamy użytków rolnych 15 milionów hektarów.
To gigantyczny obszar, rzeczywiście.
To jest już bardzo dużo. To jest już 28 krajów świata w tej chwili uprawiających takie rośliny. I to nie są tylko zboża podstawowe czy soja, kukurydza. Ale to jest tak, że na przykład w Bangladeszu od roku uprawia się bakłażany zmodyfikowane genetycznie. W Ameryce rozpoczęto uprawę kukurydzy, która jest odporna na suszę. To chyba jest jakieś rozwiązanie, bo...
Ale genetycznie modyfikowane, czyli widziane przez nas niechętnie...
Mówi się o tym - moim zdaniem niesłusznie - że to jest żywność Frankensteina. Jakoś świat je te produkty i nie widać, jakoś nie brzydniemy...
Jakoś musimy się wyżywić....
Według prognoz FAO właśnie dla tej liczby ludności rosnącej potrzeba nam o 70 proc. produkcji żywności więcej, jeżeli nie zmienimy diety. Bo jest rozwiązanie - trzeba zacząć jeść inaczej.