Piłkarze FC Porto po raz drugi w historii zdobyli Puchar Europy, najcenniejsze klubowe trofeum na Starym Kontynencie. W rozegranym w Gelsenkirchen finale Ligi Mistrzów Porto pokonało AS Monaco 3:0 (1:0).

Pojedynek w Gelsenkirchen nie stał na najwyższym poziomie. Obie ekipy wydawały się być mocno przestraszone i spięte z powodu ogromnej stawki pojedynku. W całym meczu piłkarze FC Porto oddali trzy celne strzały w światło bramki Flavio Romy, a podopieczni Didiera Deschampsa nie zdołali nawet raz (!) sprawić, by Vitor Baia musiał interweniować po ich uderzeniach.

Zespół z Porto zagrał perfekcyjnie, bowiem wszystkie uderzenia w światło bramki Romy trafiły do siatki drużyny z Ligue 1. Najważniejszy dla losów meczu był jednak gol Carlosa Alberto w 39. minucie. Gracz FC Porto wykorzystał niezdecydowanie obrońców Monaco w polu karnym i huknął z woleja nie do obrony. Była to tzw. bramka z niczego, bowiem wcześniej nic nie zapowiadało, by mistrz Portugalii miał objąć prowadzenie.

Kolejne dwa gole w drugiej połowie, to już konsekwencja prowadzenia FC Porto i odkrycia się graczy z księstwa. W 71. minucie dwójkowa kontra Dmitrij Alejniczew - Deco Sousa zakończyła celnym strzałem tego drugiego. Cztery minuty później sam Alejniczew pięknym uderzeniem z półwoleja ustalił wynik pojedynku.

AS Monaco zawiodło, grało schematycznie, bez pomysłu i bez wiary w sukces. W 23. minucie z boiska z powodu kontuzji musiał zejść Ludovic Giuly i to jakby zupełnie rozbiło koncepcję gry podopiecznych Didiera Deschampsa.

Porto pierwszy raz Puchar Europy zdobyło w 1987 roku, wygrywając w finale z Bayernem Monachium 2:1. W bramce portugalskiej drużyny stał wtedy Józef Młynarczyk. Podopieczni Jose Mourinho powtórzyli sukces Liverpoolu, który w 1977 roku zdobył Puchar Europy rok po wywalczeniu Pucharu UEFA. Żadnej innej drużynie ta sztuka się nie udała.

Wynik środowej potyczki jest niekorzystny dla krakowskiej Wisły. To AS Monaco będzie bowiem rozstawione w III rundzie eliminacji Champions League, a "Biała Gwiazda" musi liczyć się z wylosowaniem znacznie silniejszego - przynajmniej teoretycznie - rywala.