Wróciłeś, było ci mało, więc wyszedłeś po paru dniach i przeszedłeś cały Łuk Karpat. Tak dokładnie było?
Tak, ale tu muszę powiedzieć, że już w momencie, kiedy ruszałem do Santiago wiedziałem, że chcę to zrobić. Szedłem tam z zamysłem, że za jakieś 3-4 miesiące dojdę do Hiszpanii, na wybrzeże Atlantyku, ale bezpośrednio stamtąd wrócę do Polski i prawie od razu będę jechać na wschód Europy. Wiedziałem z góry, że muszę oszczędzać moje siły - i fizyczne, i psychiczne - żeby móc zrobić tę drugą trasę.
Ale dlaczego wybrałeś się na Łuk Karpat po raz drugi?
Chciałem w ciągu tego roku zobaczyć zachód Europy i to udało się w czasie tej wędrówki do Santiago, a trochę dla dopełnienia czułem, że fajnie byłoby zobaczyć kraje na wschód i południe od Polski, czyli Rumunię, Ukrainę, Słowację. Dalej nie zaglądałem. 10 lat temu udało mi się zrobić tę trasę Łukiem Karpat. Jeszcze wtedy jako młodemu studentowi. Nie wiem w ogóle jak mi się to udało. Szedłem wtedy z minimalnym doświadczeniem. Z plecakiem, który czasami miał 25 kilogramów, a ja nie należę do najmocniej zbudowanych. Wyglądało to, jakbym dźwigał drugiego siebie na plecach.
Miałem takie poczucie, że cała ta wędrówka sprzed 10 lat kosztowała mnie bardzo dużo sił i że bardzo mało wtedy zobaczyłem tego, co było dookoła mnie. Skupiałem się tylko na tym, żeby iść do przodu, a nie na tym, żeby trochę rozejrzeć się dookoła siebie. Chodził za mną taki niewyrównany rachunek. Stwierdziłem, że chcę pójść na tę drogę jeszcze raz, tym razem z większym doświadczeniem, ale z dwa razy mniejszym plecakiem i bardziej skupić się na ludziach. Bardziej obserwować jak żyją mieszkańcy tych gór, w tym regionie, który my nazywamy wschodnią Europą. Karpaty były do tego pretekstem.
Po czym wróciłeś i wybrałeś się w 840 kilometrów przez Słowację. Można porównać ten najdłuższy słowacki szlak do polskiego Głównego Szlaku Beskidzkiego?
Słowacki jest trudniejszy. Nigdy nie przeszedłem w całości tego polskiego, przechodziłem go odcinkami i myślę, że całości już nie będzie mi się chciało, natomiast słowacki - dłuższy o 300 kilometrów - jest trudniejszy.
To była ostatnia z moich trzech wędrówek, które postanowiłem zrobić w ostatnim roku. Zacząłem w kwietniu 2013 roku, a przejście Słowacji skończyłem w lutym tego roku. To już nie była wędrówka, żeby poznawać kultury, ludzi, obserwować różnice itd. Wiedziałem z góry, że będę szedł zimą przez góry sam. Wiedziałem, że będzie trudno, a taka trudna wędrówka powoduje, że człowiek zderza się sam ze sobą. Byłem sam ze sobą przez kilka tygodni i nie miałem możliwości, by polegać na kimkolwiek innym. Szedłem w obrębie jednego kraju. Od najdalej na wschód wysuniętego punktu Słowacji do granicy austriackiej na południowym-zachodzie. Była to najdłuższa droga, jaką zrobiłem kiedykolwiek zimą.
Ale w przeszłości byłeś i w Himalajach, Karakorum, Pamirze, innych częściach Azji. Ten powrót do Europy to jest chęć pokazania, że nie trzeba wyjeżdżać bardzo daleko, żeby zrobić coś ważnego, wielkiego, przede wszystkim dla siebie?
Tak, to też mi przyszło do głowy. Kiedy mówi się słowo podróżowanie, to wielu osobom przychodzi do głowy, że podróż oznacza przede wszystkim wyjazd gdzieś daleko, gdzieś w nieznane i to, że taki wyjazd musi niestety trochę kosztować. Natomiast wszystkie te moje wędrówki w ostatnim roku pokazały mi coś dokładnie odwrotnego - że podróżować można również po Europie, można nawet po Polsce i cały czas będzie to podróż. Że mogą to być podróże stosunkowo tanie, a jednocześnie bardzo zmieniające nas samych. Jeżeli jesteśmy otwarci na innych ludzi, to, co nas otacza, to taka podróż może nas naprawdę zmienić. Wiem, bo sam tego doświadczyłem. Szczególnie zmieniająca była ta droga do Santiago, ale ta wędrówka Łukiem Karpat czy ostatnia droga przez zimową Słowację też. Kiedy człowiek jest samotny na szlaku w dosyć odludnym terenie, to musi się zderzyć sam ze sobą. Jest to wielka lekcja pokory wobec gór i wobec siebie. Dla mnie to była też bardzo duża lekcja cierpliwości, bo zima była na Słowacji jaka była, ale przez cztery tygodnie miałem dosyć ciężkie zimowe warunki i tylko one nauczyły mnie cierpliwości.
Twoje wędrówki pokazują, że blisko, tuż obok nas, mamy coś, co też możemy zdobywać, gdzie możemy jeździć i spędzać czas. Odkrywać coś nowego także w sobie, niekoniecznie udając się daleko, np. w Himalaje.
To mnie zafascynowało. W momencie, kiedy szykowałem wyjazd na zimową Słowację, nigdy nie wcześniej nie wiedziałem, że Słowacy tak, jak my posiadamy Główny Szlak Beskidzki, też mają czerwony szlak prowadzący przez cały kraj. Tego dowiedziałem się dosłownie pół roku temu.
Słowacy lubią chodzić po swoich górach i umieszczają w internecie relacje z przejścia tego szlaku. Są tacy, którzy przeszli go w całości, bo nie jest to jakieś szalenie trudne, ale kiedy szukałem informacji, okazało się, że nie było ani jednego przejścia zimowego. Pytałem nawet ludzi ze Słowacji, którzy zajmują się tym szlakiem, prowadzą portal na jego temat. Prosiłem ich o informacje, czy są jakieś zimowe przejścia. Okazało się, że takich informacji nie mieli. Do tej pory nie mam pojęcia, czy to było pierwsze zimowe przejście tego szlaku. Być może tak, ale nie chcę być aż tak zadufany w sobie. Być może ktoś to kiedyś zrobił zimą i po prostu tego nie ogłosił. Ale to uświadomiło mi też, że nawet tutaj w Europie jest cała masa rzeczy, których nikt nie zrobił przed nami. Trzeba tylko wpaść na pomysł i się go trzymać.
W Polsce jeszcze też są takie miejsca do odkrycia?
Myślę, że tak. Nawet dużo łatwiej będzie odkryć takie miejsca np. w Polsce, niż w Tajlandii. Może nie dlatego że Tajlandia jest tak dobrze poznana, ale dlatego że chyba mamy tendencję do tego, żeby nie doceniać tego, co blisko nas. Wydaje mi się, że gdybyśmy wyjechali do wschodniej Polski, możemy spotkać miejsca równie fascynujące i można powiedzieć, że równie egzotyczne, jak gdzieś w dalekich krajach Azji. Takich momentów doświadczyłem np. na przejściu Łuku Karpat. Rzeczy, które tam widziałem, były równie piękne i niezwykłe, jak te, które widuje się gdzieś w południowo-wschodniej Azji, czy w Indiach, krajach, które uważamy za egzotyczne.
Wiosna w pełni. Są miejsca, które szczególnie byś polecił, np. na weekendowy wyjazd?
Takich miejsc są tysiące i w Polsce. Na zakończenie mogę podać drobną inspirację. Kiedy następnym razem będziecie jechali gdzieś na urlop, to nie zaczynajcie od szukania tanich lotów, od bukowania biletów na autokary, od rezerwacji hoteli, tylko spakujcie lekki plecak i wyjdźcie za drzwi własnego domu i idźcie przed siebie tak długo, jak możecie. Zobaczcie, co się będzie działo, bo z mojego doświadczenia wiem, że fajne miejsca i wspaniali ludzie stają nam na drodze szybciej, niż się tego spodziewamy.
Co dalej? Jak będą wyglądały twoje najbliższe miesiące?
W tej chwili skupię się trochę na pracy. Jakiś kapitał na kolejne przygody trzeba mieć, natomiast moim marzeniem jest powrót do Azji Centralnej. To jest miejsce, gdzie spędziłem kilka miesięcy i które kompletnie mnie zauroczyło. Zobaczyłem tam też najpiękniejsze góry, jakie kiedykolwiek widziałem. Chciałbym tam wrócić bardziej wspinaczkowo, ale to raczej kwestia przyszłego roku, przyszłego lata. W ciągu ostatnich miesięcy będę odrabiać straty finansowe i pracować nad kondycją, a w przyszłym roku miejmy nadzieję, że uda mi się tam wrócić i może przekroczyć moje pierwsze 7000 metrów w życiu.