Tydzień temu nasi koszykarze zdobyli w Amsterdamie brązowy medal Mistrzostw Świata w ulicznej wersji basketu 3x3. W decydującym meczu pokonali Serbów w niesamowitych okolicznościach. W miniony weekend wywalczyli z kolei awans na Mistrzostwa Europy. Od tego sezonu w drużynie występuje Przemysław Zamojski – koszykarz znany z ligowych parkietów i reprezentacji Polski. Jest zresztą w szerokim składzie Mike’a Taylora na Mistrzostwa Świata w zwykłej odmianie koszykówki.
Patryk Serwański, RMF FM: Okoliczności, w których zdobyliście medal w Amsterdamie były niesamowite. Michael Hicks rzucający z dystansu, faulowany. Upada na plecy, ale oddaje jeszcze rzut. Ta piłka leci w stronę obręczy i wszyscy zastanawiają się, co się wydarzy - to ułamki sekund, ale co pan wtedy czuł?
Przemysław Zamojski: Każdy z nas obserwował lot piłki. Wpadnie czy nie. W końcu euforia, radość, ulga. Wiele pozytywnych emocji połączonych w jednym momencie. Od razu podbiegłem do Mickiego. Pogłaskałem go po głowie, powiedziałem kilka ciepłych słów. To był idealny moment, by wnieść koszykówkę 3x3 w naszym kraju na wyższy poziom.
Koszykówka 3x3 na pewno niesie ze sobą ogromne wymagania związane z kondycją. Ponadto taktyka, obrona. Czasami wszystko dzieje się tak szybko, że z defensywą nie ma szans nadążyć. W ataku jest sporo gry 1 na 1, balansu ciała, sprytu. Co jeszcze odgrywa rolę?
Mamy opracowanych wiele wariantów ofensywnych. Obronę też dostosowujemy do rywala. Ale to tak fizyczna i szybka, dynamiczna gra, że taktyka nie zawsze się sprawdza. Zakładamy coś przed meczem, a w praniu wszystko już wygląda inaczej. Schematy nie działają i cały mecz toczy się w szarpany, zwariowany sposób. Byle tylko wyjść za linię i skonstruować akcję. Czasami liczą się tylko koszykarskie umiejętności, fizyczność, siła. To trzeba pokazywać od pierwszej do ostatniej minuty spotkania.
Czasami dzieje się tak, że piłka jakby nie chciała wpaść do kosza. Tak było w waszym półfinałowym pojedynku Mistrzostw Świata z Amerykanami. Kosz był jak zaczarowany.
Jest tak czasami, że piłka nie wpada. To był nasz najsłabszy mecz. Nie można się załamywać. Wiele meczów, które rozgrywaliśmy w Amsterdamie nie układało się po naszej myśli. Przegrywaliśmy wysoko, ale dzięki waleczności, charakterowi, ambicji można przechylić szalę na naszą stronę.
W seniorskiej koszykówce nie mamy szans na wielkie sukcesy, medale. W koszykówce 3x3 zdobył pan medal Mistrzostw Świata. W halowym baskecie jest pan także w kręgu zainteresowań selekcjonera. Grał pan przecież wiele razy w reprezentacji, ale to w koszykówce 3x3 jest szansa na Igrzyska Olimpijskie i chyba spełnienie sportowego marzenia...
Największego marzenia każdego sportowca. Igrzyska to już najwyższa sportowa ranga. Obecność w Tokio byłaby czymś wspaniałym. Musimy wygrywać turniej, lepiej się zgrać, bo ja dołączyłem miesiąc temu. Czas będzie działał na naszą korzyść.
Jak udało się pana namówić na to, by po trudnym sezonie ligowym dołączył pan do basketu 3x3 i nałożył sobie na barki nową presję, dodatkowe zmęczenie?
To namawianie trwało kilka dobrych lat. Co roku trener Piotr Renkiel naciskał na mnie. A znamy się od wielu lat. W końcu mu się udało mnie namówić. Ja jestem bardzo podekscytowany. Wszystkie emocje, które przeżywamy to coś niesamowitego, a zmęczenia nie czuję. Wiadomo, 80 meczów rozegranych w sezonie zasadniczym i play-off to dużo. Później miałem dzień odpoczynku i dołączyłem do chłopaków z 3x3. Na razie niosą mnie te emocje, ekscytacja, nowa przygoda.
Czyli fajna odskocznia by złapać trochę luzu. Ale po powrocie do klubu będzie można pokazać kolegom medal Mistrzostw Świata. To będzie miało znaczenie.
Wskoczyłem do ekipy, która naprawdę liczy się na świecie. W rankingu jesteśmy w Top-20. Koszykówka uliczna w Polsce stoi na wysokim poziomie. Dla mnie to szansa, by wyczyścić umysł, potrenować w inny sposób. W tej grze trzeba mieć lepszą wytrzymałość, kondycję. Na pewno to dobry czas, by trenować i podnosić umiejętności - właśnie pomiędzy rozgrywkami.
To na koniec wrócę jeszcze do tego meczu z Serbią o brąz Mistrzostw Świata. Był moment zawahania, niepewności? Nie wszystko tam się układało.
Niepewność czuliśmy przed samym spotkaniem. Pawłowi Pawłowskiemu ktoś ukradł koszulkę tuż przed meczem. Nie wiedzieliśmy, czy będziemy mogli zagrać z rezerwowym. Pojawili się fani, pomogli. Paweł odzyskał strój meczowy dosłownie dwie minuty przed prezentacją. Naprawdę wiele splotów wydarzeń, wiele dziwnych sytuacji. Rok temu przegraliśmy z nimi jednym punktem. Tym razem my wygraliśmy po rzucie w ostatnich sekundach. Przed meczem zakładaliśmy sobie, by nie załamywać głów. To miało kluczowe znaczenie.
Muszę dopytać, bo aż nie wierzę - nie było zapasowej koszulki?
Na ten moment nie. Na mecz każdy z nas zabrał jeden komplet strojów. Naprawdę, to dzięki tym dwóm kibicom, którzy przynieśli koszulkę byliśmy w stanie zagrać i zdobyć medal Mistrzostw Świata. Będziemy mieli super historię do opowiadania swoim dzieciom.