"Wiem, że dobrze przepracowałem lato. To daje mi pewność siebie, ale także spokój" - mówi na dwa tygodnie przed inaugurację Pucharu Świata skoczek narciarski Maciej Kot. W rozmowie z RMF FM opowiedział o pozytywnej rywalizacji w naszej drużynie i planach na bardzo wymagający sezon. "Mamy kilka asów w rękawie" - straszy rywali mistrz świata w drużynie.
Maciej Pałahicki: Sezon Pucharu Świata zaczyna się w tym roku wyjątkowo wcześnie. Czujesz już oddech na plecach?
Maciej Kot: Tak. Te ostatnie tygodnie mają to do siebie, że czas bardzo szybko mija. Każda godzina treningu jest na miarę złota. Do tego dochodzi element niewiedzy, bo pogoda często krzyżuje nam plany. Musimy do ostatniej chwili zwlekać z planowaniem wyjazdów, ale myślę, że najważniejszy jest spokój, który jest w naszej grupie. Idziemy zgodnie z bardzo dobrym planem, który sprawdził się w zeszłym roku. To daje nam pewność siebie i świadomość, że wykonaliśmy bardzo dobrą pracę. Wierzymy, że przed nami dobry sezon.
Wcześniejszy start sezonu to też mniej czasu na przygotowania i odpoczynek.
Te przygotowania rozpoczęliśmy bardzo szybko. Mieliśmy tylko dwa tygodnie wolnego. Spotkałem się z tym po raz pierwszy, ale to miało swoje uzasadnienie. Przede wszystkim zaczęliśmy przygotowania z wyższego poziomu, a to pozwoliło nam latem pracować nad innymi elementami. Do tego doszło więcej krótkich przerw w trakcie przygotowań. To pozwoliło regenerować siły i dawało psychiczny odpoczynek. To była fajna odmiana, która dała możliwość regeneracji organizmu. Na treningi wracaliśmy z naładowanymi akumulatorami.
Tak szybki start zimowego sezonu odpowiada ci? Czy jeszcze wolałbyś poczekać?
Pomysł mi się podoba, ale oczywiście punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Jeśli jesteś w formie, to chcesz skakać jak najdłużej. Najważniejsze jest, aby dostosować się do tego kalendarza, który przecież znamy dużo wcześniej. Teraz nic nie można przyspieszać, opóźniać. Trzeba robić swoje dzień po dniu.
Skoro cieszysz się na rozpoczęcie sezonu, to znaczy, że forma jest odpowiednia?
Czuję się bardzo dobrze. Forma może nie jest jeszcze optymalna, ale jest dopiero listopad. Na razie forma musi być stabilna w wzrastać w trakcie sezonu. Nie będziemy tego oceniać od razu na początku sezonu. Wiadomo, że kapryśne potrafią być warunki. Nie zawsze można też przed sezonem oddać odpowiednią liczbę skoków na śniegu. Nie zmienia to jednak mojego nastawienia. Chcę dawać z siebie wszystko od początku. W końcu sezon rozpocznie się w Wiśle. Będziemy skakać przed własną publicznością, będzie fantastyczna atmosfera. Wtedy każdy z nas chce się pokazać z jak najlepszej strony.
Przed wami trudny sezon. Czekają nas igrzyska. Jest trochę zmian w przepisach. Jak podchodzisz do tego sezonu? Z lekką tremą czy jednak nadzieją? Poprzedni sezon był twoim najlepszym w karierze. A wiadomo, że apetyt na pewno rośnie...
Najlepiej ten stan, który teraz odczuwam określi "pozytywna ekscytacja" i wiara w to, że sezon będzie udany. Ciężko pracowałem. A sezon będzie szczególny. Igrzyska, Turniej Czterech Skoczni, turniej Raw Air, konkursy w Wiśle i Zakopanem, mistrzostwa świata w lotach, cały Puchar Świata. Jest o co walczyć. Przez cały ten okres od końca listopada do marca trzeba utrzymać formę. To nie będzie łatwe, ale ja lubię takie wyzwania. Od ostatniego konkursu na śniegu minęło kilka miesięcy. Nie mogę się doczekać, by wrócić do rywalizacji. Odczuwam ten głód, który w sporcie jest tak ważny.
Startujecie z pozycji mistrzów świata w drużynie, faworytów. To utrudnienie?
Zależy, jak sami podejdziemy do tego sezonu. Oczywiście wiemy, jak duża jest presja. Poprzedni sezon był bardzo udany. Teraz ludzie chcą więcej, ale my jako zawodnicy też. Po to tak ciężko pracujemy. Ale nie możemy dać się ponieść tej presji i oczekiwaniom. To trzeba odłożyć na bok. Presja rzadko kiedy służy sportowcom, a w kluczowym momencie może pogrążyć zawodnika. Musimy być także psychicznie przygotowani do sezonu. W reprezentacji jest świetna atmosfera. Jesteśmy silną grupą, a to pozwoli rozdzielić tę presję pomiędzy nas. Dzięki temu cały czas będziemy mogli koncentrować się na zadaniach.
Już teraz oczy wszystkich nie będę skierowane tylko na Kamila, ale też na ciebie, Dawida, Piotrka...
Sytuacja, w której kilku zawodników może walczyć o najwyższe cele jest dobra dla drużyny. Kiedyś Adam Małysz był osamotniony w walce. To nie była dla niego komfortowa sytuacja. Teraz jest nam łatwiej. Także ze względu na to, że możemy nawzajem się wspierać. Nawet to, że w trakcie konkursu w drugiej serii siedzisz na górze z kolegami, a nie sam z Austriakami i Niemcami pomaga. Do tego dochodzi pozytywna rywalizacja. To podnosi poziom. Możemy się porównywać. Jeżeli pracujemy nad prędkością najazdową i wiemy, że Dawid jeździe bardzo szybko, to możemy się z nim porównywać. To wszystko daje komfort przygotowań. Dzięki temu liczymy teraz nie tylko na sukcesy indywidualne, ale i drużynowe.
Zaskoczycie czymś rywali w tym sezonie? W poprzednim były te czekoladowe kombinezony, o które pewnie wszyscy pytają. Jak będzie tym razem?
Przepisy nie zmieniły się aż tak drastycznie. Nie otworzyła się żadna nowa furtka. Skupiliśmy się na dopracowaniu rzeczy, które jeszcze nie były idealne. To był pierwszy sezon trenera Horngachera. Było tyle nowych spraw, że nie wszystko można było dopracować. Pod względem sprzętowym jesteśmy na ciut lepszym poziomie niż przed rokiem. Nie umiem jednak odpowiedzieć na pytanie, ile nam to da. Pytanie, jak w tej wojnie sprzętowej odnajdą się teraz nasi rywale. My jesteśmy jednak spokojni. Zrobiliśmy wszystko, co było zaplanowane. Mamy kilka asów w rękawie, które wyciągniemy w odpowiednim momencie. Na swój moment czeka też czekoladowy kombinezon. To też będzie taka nasza zagrywka psychologiczna. Głównie chodzi o to, że rywale zamiast koncentrować się na sobie, myślą o nas. Wtedy mogą zapomnieć o tym, co jest ważne.
Kibice zastanawiają się, na co możemy liczyć w tym sezonie. Jak myślisz, obserwując siebie i kolegów?
Nigdy nie byłem zwolennikiem składania obietnic. Skoki narciarskie to trudna konkurencja. Wymaga też szczęścia. Jestem daleki od tego, by coś obiecywać, ale ciężko pracowaliśmy i liczymy na sukcesy. Bardzo chcemy dalej wygrywać i pozostać na drodze do sukcesu. Jeśli będziemy mieli 4, 5 albo 6 zawodników w wysokiej formie, to zawsze któryś z nas może wygrać. Nie będę obiecywał konkretnych wyników, ale emocje, walkę do końca mogę obiecać. Tak jak to, że będziemy z dumą reprezentować Polskę.
Trener Horngacher jest optymistą i was chwali. Czujesz w sobie ten optymizm?
Tak. Optymizm daje mi właśnie to, że dobrze pracowałem w ostatnich miesiącach. Dobre skoki na treningach, wyniki testów fizycznych - to wszystko buduje pewność siebie. Mam świadomość, że dobrze wykorzystałem ten czas. Ale to daje nie tylko optymizm. Także spokój.
Kto w Wiśle może być mocny?
Trudno powiedzieć, bo od zakończenia letniej Grand Prix każdy szuka skoczni, na której mógłby trenować samotnie. Nikt nie chce być podpatrywany. Nie wiemy, jaka jest sytuacja w innych reprezentacjach, ale wiadomo, że Niemcy i Austriacy zawsze są groźni. Norwegowie mieli świetną końcówkę sezonu. Szczególnie pod względem sprzętu byli przed wszystkimi i jeśli będę tu mieli przewagę, to będą bardzo groźni. Początek sezonu to skocznie, które leżą Norwegom: Wisła, Kuusamo, Niżny Tagił. My oczywiście łatwo się nie poddamy.
Wy chcieliście trenować w Wiśle, ale musicie jechać do Niemiec.
Wisła to był nasz pierwszy i najbardziej optymistyczny plan. Byłoby idealnie, gdybyśmy od przyszłego tygodnia mogli trenować w Wiśle. Oddawalibyśmy skoki na śniegu na skoczni, na której rozpocznie się sezon. Pogoda jednak nie dopisała. Jeszcze nie wiemy na sto procent, gdzie pojedziemy, ale na pewno będzie to skocznia z torami lodowymi. Nie chcemy wracać na ceramiczne. Wciąż liczymy na to, że w Wiśle będzie można poskakać choć kilka dni przed Pucharem Świata. To byłby dodatkowy atut. Znamy ją bardzo dobrze, ale są nowe tory najazdowe. Poza tym oddanie kilku skoków na śniegu, lądowanie dodaje znów pewności siebie. Czasami ten punkt za lądowanie szczególnie na początku sezonu może odegrać dużą rolę.
W tym sezonie będziecie mieli też nową Wielką Krokiew. Remont zakończony. Skocznia zmieniła profil. Widziałeś jak to wygląda?
Właściwie co tydzień widziałem postępy na skoczni. Bardzo mnie cieszy postęp prac i widok skoczni, która jest praktycznie gotowa. Mam nadzieję, że w grudniu oddamy pierwsze skoczni. Chciałbym zobaczyć jeszcze remont mniejszych skoczni, bo one też są bardzo potrzebne.
Myślisz, że zmieni się sposób skakania na Wielkiej Krokwi?
Skocznia może się różnić się znacząco od tego obiektu, który znamy. Zmienił się kąt nachylenia progu, co może wpłynąć na kąt odbicia i wysokość lotu. Największa zmiana dotyczy profilu skoczni. Jest teraz bardziej wyciągnięta. Na dole została dość mocno wkopana. Będą możliwe bezpieczne skoki na odległość ponad 140 metrów. To są zmiany na plus. Skocznia jest dużo bardziej nowoczesna, ale odczucia będą inne. Mam nadzieję, że od pierwszego skoku bardzo polubię nową Wielką Krokiew.