Komisja Dyscyplinarna Polskiego Związku Piłki Nożnej ukarała Kazimierza Grenia za marcowy incydent w Dublinie. Prezes Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej został zdyskwalifikowany na 10 lat. Ta decyzja nie jest prawomocna.
Jak przypomina PZPN, komisja dyscyplinarna zajęła się Greniem po tym, jak "w czasie poprzedzającym rozpoczęcie meczu eliminacji Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej EURO 2016 Irlandia - Polska, wbrew obowiązującym w Polskim Związku Piłki Nożnej zasadom etyczno-moralnym dokonywał sprzedaży biletów na ten mecz, pochodzących z puli biletów przeznaczonych dla Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej, przy czym bilety te sprzedawał za cenę, przewyższającą równowartość ich ceny nominalnej".
Decyzję o dyskwalifikacji wydano w oparciu o zebrane dokumenty, zeznania świadków oraz wyjaśnienia samego Grenia. Komisja nie korzystała z akt sprawy Grenia, która toczyła się przed sądem w Dublinie, bo działacz nie zgodził się na ich ujawnienie.
Kazimierz Greń od samego początku nie przyznaje się do winy. W ogóle nie powinno być tej sprawy. Wobec mnie dwa zarzuty w sądzie w Irlandii zostały oddalone. Oświadczam, że nie pojechałem tam w celach zarobkowych. Z powodów mi nieznanych zatrzymano mi 12 biletów, które miałem dla przyjaciół z Polski. Byłem tam za własne prywatne pieniądze. Niektórzy piszą, że zarobiłem tam pieniądze. To brednie. Czy ktoś mnie złapał, że brałem jakieś pieniądze do kieszeni? Że ktoś mi wręczał lub odbierał ode mnie bilety? - mówił na początku kwietnia na specjalnie zwołanej konferencji prasowej. Policja znalazła przy mnie 840 funtów. To były pieniądze na pamiątki. Gdzie zatem kilka tysięcy euro, które niby miałem za sprzedaż biletów? Ludzie płacili mi podobno w złotówkach, gdzie więc są te moje złotówki? Skoro niby brałem po 600 zł za każdy bilet, to gdzie te pieniądze? - pytał.
(mn)