Polscy koszykarze przegrali swój drugi mecz na mistrzostwach Europy. We francuskim Montpellier ulegli Izraelowi 73:75. Pretensje mogą mieć jednak wyłącznie do siebie, o minimalnej porażce zadecydowała bowiem ich słaba gra. Był to najgorszy mecz drużyny Mike’a Taylora w turnieju.
Lepsi od Izraelczyków byliśmy tylko w pierwszej, minimalnie wygranej kwarcie. Po 10 minutach gry prowadziliśmy 24:22. Później było już tylko gorzej. Złożyło się na to kilka czynników. Przede wszystkim straty - zbyt często oddawaliśmy przeciwnikom piłkę za darmo. Właśnie po naszych stratach - a mieliśmy ich łącznie aż 23 (!) - rywale zdobyli 29 punktów. Na swoim koncie zapisali także 9 przechwytów - my zaledwie 4.
Co więcej, w drugiej części gry rzuciliśmy zaledwie 8 punktów, a to liczba wręcz zawstydzająca. To, że do samego końca walczyliśmy o zwycięstwo, zawdzięczamy bardzo przeciętnej grze rywali. Izrael nie osiągnął nawet 50-procentowej skuteczności w rzutach za dwa punkty. My byliśmy pod tym względem zdecydowanie lepsi, ale za to zawodziliśmy w rzutach z dystansu - udało się nam trafić zaledwie 6 z 20 prób. Pudłowaliśmy często z bardzo dobrych pozycji - zarówno z dystansu, jak i spod kosza.
Kiedy wydawało się, że łapiemy odpowiedni rytm, następowała seria zepsutych akcji w ataku, po których rywale odrabiali wypracowaną przez nas z mozołem niewielką przewagę.
Słabiej niż w poprzednich spotkaniach zagrał Mateusz Ponitka. Zdobył tylko 6 punktów, z czego 4 dopiero w samej końcówce. Wcześniej był niestety bezproduktywny. Najwięcej punktów dla naszego zespołu - po 13 - zdobyli Damian Kulig i Adam Waczyński. 11 oczek dołożył Marcin Gortat, który miał też 8 zbiórek. Jeśli zaś chodzi o drużynę Izraela, to najbardziej dała się nam we znaki trójka zawodników: Gal Mekel rzucił nam 18 punktów, D’Or Fischer - 15, a Omri Casspi - 14.
Mimo porażki jesteśmy już jednak pewni gry w 1/8 finału - Finowie pokonali bowiem Bośniaków. Właśnie z Finlandią zagramy w ostatnim meczu fazy grupowej - zwycięzca tego pojedynku zajmie 3. miejsce, przegrany 4. Wygrać jednak warto - wtedy w kolejnej fazie unikniemy rozpędzonej reprezentacji Serbii, która na razie jest niepokonana.
Patryk Serwański
(edbie)