Emocje, przepiękne akcje, niewykorzystane szanse i kontrowersje. Mecz Polek z Niemkami na otwarcie siatkarskich mistrzostw Europy zawierał wszystko, co każdy kibic mógł sobie wymarzyć. Ostatecznie biało-czerwone wygrały 3:2 (23:25, 25:15, 18:25, 25:23, 15:5). "Od samego początku te emocje były bardzo duże, ale jeśli miałabym wskazać jeden najważniejszy moment, to sytuacja w czwartym secie, kiedy sędzia nie uznał prawidłowo zdobytego punktu" - mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM nasza zawodniczka Agnieszka Kąkolewska.
Jan Kałucki: Kolejka górska przy tym spotkaniu wyglądałaby jak osiedlowa huśtawka. Kiedy wszystkim się wydawało, że tego meczu już nie można wygrać, wy wrzuciłyście wyższy bieg i sprawiłyście kibicom bardzo miłą niespodziankę. Który moment tego meczu był twoim zdaniem przełomowy?
Agnieszka Kąkolewska: Od samego początku te emocje były bardzo duże, ale jeśli miałabym wskazać jeden najważniejszy moment, to sytuacja w czwartym secie, kiedy sędzia nie uznał prawidłowo zdobytego punktu. Byłyśmy bardzo złe i na początkowo ta złość przerodziła się w frustrację, ale później potrafiłyśmy to zamienić w coś pozytywnego. Z biegiem czasu taka sportowa złość bardzo nam się przydała. Pokazałyśmy charakter, co bardzo cieszy.
Komentatorzy przed tym spotkaniem wielokrotnie mówili, że trudno się czegokolwiek spodziewać po reprezentacji Polski, ale jeśli można było coś przewidzieć to, że mecz z Niemkami będzie bardzo wyrównany. To się sprawdziło w 100 procentach, bo prócz drugiego seta szłyście z rywalkami łeb w łeb.
Zdawałyśmy sobie sprawę z tego, że Niemki grały na naprawdę wysokim poziomie. Przeciwnik wymagał od nas bardzo wiele, ale potrafiłyśmy się postawić. Przyjmuje zewsząd gratulacje, ale nie możemy się zachłysnąć tym zwycięstwem, bo przed nami jeszcze wiele meczów w tym turnieju (a przynajmniej mam taką nadzieję), ale na pewno takie wygrane budują.
Jeśli można znaleźć jakiś wspólny mianownik w tych wszystkich setach to był to początek. Zaczynałyście z bardzo wysokiego C. Nie raz wygrywałyście 5:0, aby potem roztrwonić tę przewagę. Z czego to wynikało?
Z jednej strony wiedziałyśmy, że z Niemkami trzeba bardzo ostro walczyć od samego początku. To jest doświadczony zespół, który praktycznie nigdy się nie poddaje. Nie mogłyśmy pozwolić na to, aby rywalki narzuciły swój styl gry.
Wskazałbyś MVP tego meczu? Pytam, bo to co robiłaś przy siatce było imponujące. Jak nie bloki, to skuteczne ataki.
Dziękuję bardzo. Bardzo mi miło, ale nie czuję się MVP. To jest sport zespołowy i każda z nas dołożyła cegiełki do tego zwycięstwa. Jeśli miałabym kogoś wskazać, to na pewno Malwinę Smarzek. Ona wzięła ogromny ciężar w ataku i to jej należą się ogromne gratulacje.
Jak zaśniesz po takim zwycięstwie, biorąc pod uwagę że w sobotę bardzo ważny mecz z Węgierkami, a adrenalina jest na poziomie Mont Everetu?
Rozmawiałam z naszym doktorem i już poprosiłam o tabletki nasenne (śmiech). Znam się i normalnie nie zasnęłabym o godzinie 3, czy 4, bo faktycznie adrenalina jest na niespotykanym wcześniej poziomie.
O ile mecz z Niemkami mógł się różnie skończyć, tak spotkanie z Węgrami już trzeba wygrać.
Najważniejsze będzie nastawienie. Pamiętam jak grałyśmy z Węgierkami w kwalifikacjach do mistrzostw Europy - tam z nimi wygrałyśmy dwa razy (zwycięstwa 3:1 i 3:0 przyp. red.). Nie możemy sobie jednak pozwolić na jakiekolwiek lekceważenie. Dlatego motywacja będzie tu podwójnie ważna.
A jaki to jest zespół?
Na pewno inny niż Niemki. Jak porównamy dzisiejszą drużynę i tę z kwalifikacji to zmieniła się tylko jedna zawodniczka. Jest to zespół z charakterem, którego pod żadnym pozorem nie można zlekceważyć.
(ug)