Burmistrz Wołomina na Mazowszu kolejny raz apeluje do Minister Klimatu i Środowiska. Elżbieta Radwan oczekuje natychmiastowej reakcji w związku z poważnym zagrożeniem, jakie stanowi nielegalne składowisko niebezpiecznych odpadów. W centrum 30-tysięcznego miasta, przy ulicy Łukasiewicza, zalega ich nawet 20 tysięcy ton.
Mieszkańcy Wołomina czują się, jakby siedzieli na bombie. Pojemniki z odpadami zgromadzone na wysypisku w centrum miasta narażone są na zmienne warunki pogodowe. Padający deszcz albo jakieś nadmierne upały mogą wpłynąć na to, że coś niebezpiecznego wydarzy się z tymi pojemnikami.
"Zebrane tam chemikalia - łatwopalne, toksyczne - stanowią olbrzymie zagrożenie dla zdrowia mieszkańców, środowiska oraz wód gruntowych. Zanieczyszczenie rzeki Czarnej, której wody zasilają Kanał Żerański, może zagrozić, poprzez skażenie środowiska setkom tysięcy mieszkańców" - czytamy w liście do szefowej resortu klimatu i środowiska Pauliny Hennig-Kloski napisanym przez burmistrz Wołomina.
Czujemy się zagrożeni, ponieważ ostatnie zjawiska pogodowe pokazały, że jeżeli nie będzie szybkiej reakcji Ministerstwa Klimatu i Środowiska w tym zakresie, może się różnie skończyć - mówi RMF FM Elżbieta Radwan, burmistrz Wołomina.
Każdy pożar, każde doniesienie prasowe, które państwo przekazujecie w mediach o jakimś pożarze składowiska niebezpiecznych odpadów, po prostu wzbudzają w nas kolejny lęk - powiedziała reporterce RMF FM Magdalenie Grajnert burmistrz.
Raport Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska potwierdza, że mauzery i beczki, w których przechowywane są odpady niebezpieczne, są w fatalnym stanie i istnieje realne ryzyko samozapłonu.
"Składowisko to położone jest w bezpośrednim sąsiedztwie kluczowych elementów infrastruktury, takich jak linia kolejowa Rail Baltica, infrastruktura energetyczna, zakład chemiczny o zwiększonym ryzyku poważnej awarii oraz osiedla mieszkaniowe i centrum handlowe. Każdego dnia setki ludzi korzystają ze wspomnianego centrum handlowego, pobliskiej drogi wojewódzkiej nr 635 oraz podmiejskiej kolei łączącej gminę Wołomin i okoliczne miejscowości z Warszawą. Skala zagrożenia jest ogromna. Dodatkowo, system wizyjny w miejscu składowania odpadów nie działa, co zwiększa ryzyko zdarzeń mogących doprowadzić do katastrofalnych skutków" - podkreśla w liście Elżbieta Radwan.
Dlaczego jako Wołomin, jako samorząd, nie usuniecie tych odpadów - pytała reporterka RMF FM.
Pod względem formalno-prawnym gmina nie jest umocowana w tym procesie - wyjaśnia burmistrz.
Ale nie mogę umyć rąk, bo to jest moje miasto, moi mieszkańcy, a jak się okazuje, ja też reprezentuję co najmniej połowę Warszawy. Gdyby, nie daj Boże, coś się wydarzyło, 600 tysięcy mieszkańców mogłoby być pozbawionych wody - powiedziała Radwan. I wyjaśniła: Mieliśmy już problem z podejrzeniem zatrucia rzeki Czarnej, bo te niebezpieczne odpady spłynęły do rzeki, zaistniało zagrożenie, że przedostaną się Czarną do kanału Żerańskiego i do Zalewu Zegrzyńskiego.
Więc ja bronię interesów mieszkańców (...) moralnie, bo nie prawnie. Podkreślam, to nie gmina tutaj jest od usunięcia tych odpadów. My w ogóle nie mamy pod względem formalno-prawnym związku przyczynowego (z tym składowiskiem - red). Natomiast to nie o to chodzi, czy mnie za to posadzą do więzienia, czy nie. Tu chodzi o dobro, życie, zdrowie moich mieszkańców, jak się okazuje też całego Mazowsza - powiedziała Magdalenie Grajnert burmistrz Wołomina.
Co jest w tych pojemnikach? - zapytała reporterka RMF FM Małgorzatę Izdebską, sekretarzem gminy.
Jak odpowiedziała urzędniczka, w ostatnich tygodniach zakończyła się kontrola prowadzona przez Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. I już dzisiaj wiemy, że tam jest około 20 tysięcy pojemników z odpadami. Taki pojemnik może ważyć równie dobrze jedną tonę, ale również i dwie tony - stwierdziła Izdebska.
Ta kontrola niezwykle nas zaniepokoiła, dlatego że inspektorzy dostrzegają realne zagrożenie, jakie może być powodowane przez to, że te pojemniki są narażone właśnie na nasłonecznienie, są niezabezpieczone, leżą często na gołym gruncie, w halach, które nie są monitorowane - wyjaśniła sekretarz gminy.
Co jest w środku tych pojemników, tak naprawdę będzie wiadomo wtedy, kiedy zostanie przeprowadzona dokładna inwentaryzacja. Tych pojemników jest tak dużo, i one są przechowywane w taki sposób, że kontrola nie była w stanie dokładnie stwierdzić, jakiego typu są to substancje, tak żeby podać kod odpadu itd. Natomiast wiadomo, że to są substancje toksyczne, często żrące, po prostu niebezpieczne - powiedziała Małgorzata Izdebska.
Apel, który wysłały władze Wołomina, nie jest pierwszym.
Nie mamy odpowiedzi - przyznaje burmistrz miasta. RMF FM powiedziała, że "ze smutkiem przyjęła wypowiedź pani ministry, która stwierdziła, że nie wie, co się w tym Wołominie dzieje, i nie odpowiada, czy do nich przyjedzie".
Pani minister, ja bardzo serdecznie zapraszam. Jak pani zobaczy to, co się tutaj dzieje, to pani już nigdy tego nie "odzobaczy". Pani po prostu poczuje się w obowiązku, że trzeba działać szybko i zmieniać przepisy tak, aby wszyscy w Polsce byli bezpieczni. To pani odpowiedzialność, pani minister - powiedziała burmistrz Elżbieta Radwan.