Około 100 osób zebrało się w Warszawie na ulicy Woronicza - w miejscu, gdzie tydzień temu doszło do tragicznego wypadku. Zginęły wówczas dwie osoby, a kilka innych zostało poważnie rannych. Mieszkańcy oczekują od miasta i władz centralnych konkretnych działań w celu poprawy ich bezpieczeństwa.

"Jesteśmy zbulwersowani tą tragedią"

Nie chciałabym zginąć na tym przejściu albo na drugim przejściu na Woronicza - ja lub moje dzieci - mówiła reporterce RMF FM jedna z mieszkanek stolicy. Oczekujemy od władz zabezpieczenia tego przejścia, od zaraz - dodała.

Nasze dzieci mają zakaz przechodzenia tędy. Syn przechodzi dopiero tam, gdzie są światła - mówił inny mieszkaniec Warszawy. Tamto przejście też jest średnio bezpieczne - przyznał.

Jesteśmy zbulwersowani tą tragedią. Chcieliśmy zaapelować do prezydenta Rafała Trzaskowskiego, żeby zadbał o przejścia dla pieszych - tłumaczył inny uczestnik wieczornego zgromadzenia. Jesteśmy pięcioosobową rodziną, przyjechaliśmy tu tramwajem nr 17. Nie czujemy się bezpiecznie, skoro nawet na przystanku autobusowym, czekając na transport można zginąć - mówił naszej reporterce.

Jak informują organizatorzy marszu, już kilka lat temu przeprowadzono audyt bezpieczeństwa i zalecono m.in. fizyczne ograniczenie prędkości na jezdni i zwężenie jej. Jednak żadne działania nie zostały podjęte.

Kierowca osobówki wjechał w przystanek autobusowy

We wtorek 13 sierpnia samochód osobowy wjechał w przystanek autobusowy przy ulicy Woronicza w Warszawie. Jedna osoba zmarła na miejscu, a pięć, w tym dziecko, trafiło do szpitala. Po godzinie 13 okazało się, że w szpitalu zmarła kobieta. To druga ofiara śmiertelna wypadku.

Sprawca wypadku usłyszał zarzuty i został tymczasowo aresztowany na 3 miesiące. Grozi mu do 8 lat więzienia. 

Z dotychczas zgromadzonego materiału dowodowego wynika, że mężczyzna kierował samochodem z przekroczeniem prędkości dozwolonej w tym miejscu - mówił rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Piotr Skiba. W lutym tego roku ten kierowca odzyskał uprawnienia do kierowania pojazdami mechanicznymi. Wcześniej był karany za spowodowanie wypadku w ruchu drogowym - dodał. 

Według ustaleń śledczych, sprawca wypadku nie był pod wpływem środków odurzających ani alkoholu.

Opracowanie: