Nawet miesiąc może zająć nadrabianie zaległości po tym, jak Narodowy Instytut Onkologii w Warszawie odwołał ponad sto operacji - dowiedział się dziennikarz RMF FM. Powodem jest brak większości instrumentariuszek, które asystują przy zabiegach. Do końca tygodnia są na zwolnieniach lekarskich. Oczekują wyższych wynagrodzeń.
O tym, które operacje zostaną wznowione najszybciej, zdecydują lekarze, wśród nich naczelny chirurg Narodowego Instytutu Onkologii.
Najwcześniej wznowione mogą zostać operacje pacjentów z nowotworami przewodu pokarmowego i mięsakami. W dalszej kolejności przywracane mają być odwołane zabiegi rekonstrukcyjne pacjentek z rakiem piersi.
Decyzję na bieżąco podejmować mają medycy, w zależności od stanu pacjentów. Wielu chorych ze zrozumieniem podchodzi do przesunięć terminów i liczą, że od poniedziałku instrumentariuszki wrócą do pracy.
Gdy ludzie są chorzy, chcą jak najszybciej dostać leczenie. Oby to było tylko kilka dni, tyle czasu można poczekać - przyznają pacjenci.
W tej chwili, z dwunastu sal operacyjnych w Narodowym Instytucie Onkologii (dziewięciu w siedzibie przy ulicy Roentgena i trzech na oddziale przy ulicy Wawelskiej) działa pięć, przede wszystkim dla pacjentów w najpoważniejszym stanie. Spośród dwudziestu pięciu instrumentariuszek, w pracy jest tylko jedenaście.
Instrumentariuszki dostały większe wynagrodzenia na początku roku (był to wzrost o ok. 5-7 proc.), z budżetu Narodowego Instytutu Onkologii oraz latem, zgodnie z zapisami ustawy o minimalnym wynagrodzeniu w ochronie zdrowia. Takie zapewnienia otrzymał dziennikarz RMF FM od rzecznika Narodowego Instytutu Onkologii.
Działające w tej placówce związki zawodowe otrzymały propozycję nowego regulaminu wynagradzania. Trwają konsultacje tego dokumentu.