Nadgodziny, awanturujący się klienci i przedwcześnie rozwiązywane umowy. Od czerwca do końca sierpnia do stowarzyszenia STOP Nieuczciwym Pracodawcom dotarło blisko 200 skarg od pokrzywdzonych pracowników. Dominowały zgłoszenia od pracowników handlu i gastronomii.
Miniony sezon był spokojniejszy niż ubiegłoroczny, gdy ze względu na trwającą pandemię i czas akcji szczepień, skrzynka stowarzyszenia STOP Nieuczciwym Pracodawcom, zasypywana była wiadomościami.
W tym roku dominowały sprawy sektora handlowego i gastronomicznego. Pojawiały się także pojedyncze wiadomości dotyczące zaległości finansowych, zrywanych umów czy problemów wynikających z relacji pracownik-pracodawca i pracownik-klient.
Nie brakowało jednak tematów wynikających typowo z sezonu letniego.
Pracownicy handlu byli grupą zawodową, która pisała do nas najczęściej. Podobnie jak rok temu, zdarzały się skargi na konieczność pracy ponad ustalone godziny. Taka sytuacja miała miejsce najczęściej w kurortach nadmorskich. W niektórych dyskontach pracownice zostawały w pracy do 4 rano, a następnego dnia stawiały się znowu do pracy na godzinę 14:00. Handel cierpi na poważne braki kadrowe, których nie są w stanie wypełnić ani osoby z Ukrainy ani kasy samoobsługowe. Pracownicy skarżyli także na to, że są źle traktowani przez klientów, muszą pracować w niedzielę czy na to, że przerzuca się ich "ze sklepu do sklepu" nawet jeżeli są one oddalone od siebie kilkanaście kilometrów - mówi Małgorzata Marczulewska, prezes stowarzyszenia.
Pojawiało się sporo skarg od pracowników stacji benzynowych.
Tutaj zauważamy nowy trend. Stacje dywersyfikują swoje działanie, a jednocześnie nie przystosowują się do tych zmian kadrowo. Efekt jest taki, że na stacji pracują jednocześnie dwie osoby i muszą zająć się porządkiem na stacji, obsługą tankującym, robieniem zapiekanek i hot-dogów oraz wydawaniem paczek i przesyłek pocztowych. Skargi dotyczą zarówno tego "multitaskingu" jak i tego, że dochodzi z tego tytułu do awantur i pretensji klientów - mówi Małgorzata Marczulewska.
Wiadomości dotyczące braku umów czy braku wypłat dla pracowników sezonowych były incydentalne i zazwyczaj po interwencji stowarzyszenia szybko udawało się załatwić problem.
Mieliśmy sporo zgłoszeń od osób z Ukrainy. Wcześniej to były zgłoszenia incydentalne. Tutaj problemem było np. podpisywanie umów z pracownikami sezonowymi. Zdarzały się także przypadki zaniżania wynagrodzeń poniżej płacy minimalnej czy niski standard zakwaterowania podczas pracy sezonowej. Pracodawcy często wykorzystują niewiedzę osób z Ukrainy, które są uchodźcami wojennymi. Takie osoby chcą podjąć pracę i podczas jej rozpoczęcia nie zwracają uwagi na to, czy ktoś podpisuje z nimi umowę. Jedna z sytuacji z tego sezonu dotyczyła tego, że pracownica sklepu pracowała codziennie od 10 do 22, gdy zaczęła dopytywać dlaczego pracuje codziennie usłyszała, że "tak jest w umowie", a żadna umowa... nie była podpisana - mówi prezes Małgorzata Marczulewska.
W sierpniu do stowarzyszenia docierały także wiadomości od pracowników sektora turystycznego i gastronomicznego znad Odry.
Kryzys ekologiczny mocno odbił się na firmach nadodrzańskich. Zostały one często z dnia na dzień zmuszone do przerwania pracy. Otrzymywaliśmy informacje o tym, że umowy zawierane np. do końca września były wypowiadane już w połowie sierpnia. Dotyczyło to głównie firm turystycznych oraz sektora gastronomicznego. Takich skarg było kilka - dodaje Małgorzata Marczulewska.