5 osób zginęło po dwóch nocnych wybuchach metanu w kopalni Pniówek w Pawłowicach na Śląsku. Ponad 20 osób zostało rannych, a 7 nadal jest poszukiwanych. Akcja ratownicza ze względów bezpieczeństwa została przerwana.
Akcję ratowniczą wstrzymano, bo stężenie metanu pod ziemią jest zbyt wysokie. Na razie nie wiadomo, kiedy zostanie wznowiona. Zdecydują o tym specjaliści.
Prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej Tomasz Cudny poinformował, że decyzja o ponownym wejściu do rejonu zagrożenia "to nie będzie decyzja tylko na podstawie analizy atmosfery", Jeszcze musimy sprawdzić dodatkowe warunki - dodał.
Mówimy o trójkącie wybuchowości (określonym stężeniu metanu w powietrzu, w którym powstaje mieszanina wybuchowa), rozciągnięciu linii chromatograficznej. Wtedy będą podjęte decyzje - zapowiedział Cudny. Jak zaznaczył, ogólnie wiadomo, gdzie znajdują się poszkodowani, problemem nie są też kwestie odległości czy stanu wyrobisk po wybuchu. Musimy znaleźć takie rozwiązanie, aby wejście ratowników w strefę zagrożenia nie było obarczone ryzykiem kolejnego wybuchu i zagrożenia pracy tego zespołu, który tam będzie - stwierdził.
Śledztwo w sprawie wypadku wszczęła Prokuratura Okręgowa w Gliwicach. Będzie ono prowadzone pod kątem art. 163 i 220 Kodeksu karnego. Chodzi o nieumyślne sprowadzenie zdarzenia zagrażającego życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach w postaci wybuchu, które skutkowało śmiercią. Art. 220 kk mówi natomiast o niedopełnieniu obowiązków w zakresie bhp i narażeniu w ten sposób pracowników na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Na miejscu są wykonywane czynności pod nadzorem prokuratora. Już na tym etapie zabezpieczana jest dokumentacja. Te prace są oczywiście warunkowane trwającą akcją ratunkową - nie możemy oczywiście wykonywać czynności, które by ją w jakikolwiek sposób zakłócały - przekazała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Gliwicach Joanna Smorczewska.
Niezależnie od prokuratury, przyczyny i okoliczności wypadku będzie wyjaśniał też Wyższy Urząd Górniczy.
Obrażenia górników z kopalni Pniówek, którzy trafili do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich są ciężkie, a rokowania poważne - poinformowali lekarze.
Górnicy mają oparzenia drugiego, trzeciego, a niektórzy także czwartego stopnia, u większości potwierdzono też oparzenia dróg oddechowych. Po diagnostyce i zaplanowaniu leczenia trafili do komory hiperbarycznej, kolejni będą do komory kierowani, u najciężej oparzonych, z największymi powierzchniami oparzeń będziemy zakładać hodowle komórek skóry. Rokowania są poważne. (...) Minęło dopiero kilka godzin od urazu, choroba oparzeniowa dopiero się rozwija - powiedział Przemysław Strzelec z siemianowickiej placówki.
Górnicy wymagają wielokrotnych zabiegów operacyjnych, drobiazgowej diagnostyki i leczenia w komorze hiperbarycznej. Leczenie w takiej komorze zmniejsza obrzęk i ryzyko pogłębienia oparzenia, poprawia ukrwienie tkanek i rokowanie, przyśpiesza też gojenie dróg oddechowych, ograniczając powikłania.
Dyrektor Centrum Leczenia Oparzeń dr Mariusz Nowak poinformował, że większość przewiezionych tam górników z Pniówka to ludzie młodzi, dwudziestokilkuletni. Są wśród nich też osoby ok. 40 roku życia. Leczenie ciężkich oparzeń to długi proces, trwający od kilku do kilkunastu tygodni. Najpierw długi okres rekonwalescencji, potem rehabilitacji - podkreślił.
O stanie poszkodowanych górników, którzy są leczeni w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich, mówił też minister zdrowia Adam Niedzielski.
4 z nich przebywają na oddziale intensywnej terapii i są monitorowane w sposób ciągły. 4 z tych pacjentów jest w na tyle dobrym stanie, że zostali skierowani do komory hiperbarycznej, gdzie są leczeni przy użyciu terapii tlenowej, która pozwala minimalizować skutki odniesionych oparzeń - przekazał.
Do pierwszego wybuchu metanu w kopalni Pniówek doszło tuż po północy. W rejonie ściany wydobywczej pracowało wtedy 42 górników. Po pierwszym wybuchu metanu doszło również do wybuchu wtórnego na poziomie 1000 metrów.
Przed godziną ósmą rano pojawiła się informacja, że ratownicy odnaleźli ciała dwóch osób poszukiwanych w śląskim zakładzie. Przed godziną 10 poinformowano o trzeciej ofierze. Kilkanaście minut później na Twitterze wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin napisał o czwartej ofierze wybuchu.
Informację o piątej ofierze podał po godz. 14 premier Mateusz Morawiecki. Słowa grzęzną w gardle, bo wiemy już, że pięć osób nie żyje, siedem jest jeszcze uwięzionych w chodnikach kopalni. Prócz tego jest ponad 20 osób w szpitalu z ciężkimi poparzeniami - mówił szef rządu. Wiemy, że ofiarą tej akcji ratunkowej na pewno padł też ratownik. Ratownicy pięknie mówią, że idą zawsze po żywego człowieka i zawsze się trzeba starać dotrzeć jak najszybciej do tych ludzi, ale sytuacja jest naprawdę bardzo, bardzo ciężka - przyznał.
Bardzo smutny dzień nie tylko dla kopalni Pniówek, JSW, ale dla całej braci górniczej, dla całego Śląska i bardzo smutny, niedobry dzień dla całej Polski. Składam wyrazy najgłębszego współczucia dla rodzin, bliskich zmarłych osób. Łączę się w bólu z tymi, którzy cały czas trwają w modlitwie i myślami są przy swoich bliskich, którzy walczą o życie - mówił Morawiecki.
Zastępca prezesa ds. technicznych i operacyjnych kopalni Edward Paździorko zaznaczył, że "na bieżąco są analizowane zagrożenia dotyczące możliwości pracy zastępów ratowniczych w rejonie". Jego zdaniem, "doszło do uszkodzenia pewnych zabezpieczeń, które zabezpieczają ratowników". Obecnie w strefie zagrożenia nie prowadzimy żadnych działań. Te działania oczywiście będą wznowione - podkreślił.
Możecie dzwonić, wysyłać SMS-y lub MMS-y na numer 600 700 800, pisać na adres mailowy fakty@rmf.fm albo skorzystać z formularza WWW.