Straż miejska w Lublinie szuka kandydatów do pracy w mundurze. To już trzecie w ostatnim czasie podejście do uzupełnienia kadry. Kandydatów jest mało, zarobki też nie są duże.
Na mrozie i w upale, w dzień i w nocy, bez względu na pogodę - tak wygląda praca strażnika miejskiego.
Jej częścią są też rozmowy z tymi, którzy wypili za dużo albo "tylko na chwilkę" zaparkowali za zakazem. Ponadto kontrolowanie szamb i sprawdzanie, czy mieszkańcy domów jednorodzinnych nie palą w piecach meblami.
Do takiej pracy można się teraz zatrudnić. Straż miejska znowu szuka kandydatów na strażników. Poprzednie dwa nabory nie wystarczyły do uzupełnienia kadry. Jesienią udało się obsadzić pięć z dwunastu wolnych etatów, w kolejnym naborze przyjęto jedną osobę, chociaż wolnych miejsc było osiem.
Z mniejszą ilością chętnych do pracy borykają się wszystkie służby mundurowe - przyznaje Robert Gogola rzecznik Straży Miejskiej Miasta Lublin, który pamięta jeszcze czasy, gdy na każdy wolny mundur przypadało kilkunastu kandydatów. A w rekordowej rekrutacji ponad trzydzieści.
Teraz zainteresowanie nie jest duże, bo duże nie są także zarobki. Początkujący strażnik może liczyć na 4700 zł brutto, czyli o 34 zł więcej niż wynosi płaca minimalna.
Warunki finansowe, jakie jesteśmy w stanie zaproponować, zbyt mocno nie zachęcają - stwierdza rzecznik. Przyznaje też, że warto byłoby płacić więcej, ale nie ma na to pieniędzy, dlatego straż liczy przede wszystkim na idealistów.
Mówimy zazwyczaj o osobach, które, jak nam wiele osób tłumaczy, chcą pomagać społeczności lokalnej, chcą realizować takie zadania, utrzymywać porządek na terenie miasta. My się cieszymy oczywiście z takich kandydatów, bo tutaj zatrudniamy osoby, które są zdecydowane - tłumaczy Gogola.
Nabór do straży ma kilka etapów. Przede wszystkim trzeba złożyć komplet dokumentów, z czym część chętnych ma problem.
Ci, którzy złożą wszystkie wymagane dokumenty, kierowani są na test sprawności fizycznej. Zaliczenie tego testu pozwala na podejście do testu z wiedzy.