Ponad stu żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej szukało we wtorek na Lubelszczyźnie rosyjskiego obiektu powietrznego, który w poniedziałek rano wleciał na terytorium Polski i zniknął z radarów. Niestety, akcja nie przyniosła skutku. Działania mają być kontynuowane w środę.
Wtorek był drugim dniem poszukiwań rosyjskiego obiektu, który w poniedziałek rano wleciał na terytorium Polski i zniknął z radarów.
Jak poinformował reporter RMF FM Dominik Smaga, działania ponad stu żołnierzy skupiły się dziś na polach i zagajnikach w Antoniówce, wsi w gminie Komarów-Osada, położonej kilkanaście kilometrów od Tyszowiec. To właśnie tam rozpoczęto wczoraj poszukiwania, przeczesując osiemset hektarów terenu.
Dlaczego wojsko szukało dziś obiektu powietrznego bliżej Zamościa? Jak przekazał naszemu dziennikarzowi rzecznik Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych ppłk Jacek Goryszewski, taka decyzja miała zapaść po analizie zapisów radarowych i ocenie możliwej trajektorii lotu obiektu.
Poszukiwania obiektu mają zostać wznowione jutro. Kierunek dalszych działań ma zależeć m.in. od sygnałów od mieszkańców, ale ppłk Jacek Goryszewski zaznaczył, że armia na razie takowych nie otrzymała.
Prawdopodobnie bezpilotowy statek powietrzny wleciał w poniedziałek na terytorium Polski o godz. 6:43 na wysokości ukraińskiego miasta Czerwonogród.
Z charakterystyki wynika, że obiektem nie jest rakieta, nie jest to pocisk ani hipersoniczny, ani balistyczny, ani rakieta kierowana. Jest to prawdopodobnie obiekt typu bezpilotowy statek powietrzny, który w tej chwili, zgodnie z procedurami przyjętymi w państwie, określamy jako Niezidentyfikowany Obiekt Powietrzny - informował Dowódca Operacyjnych Rodzajów Sił Zbrojnych generał Maciej Klisz.
Wypuszczając aparat na nasze terytorium, Rosjanie sprawdzają, jak nasz system jest podnoszony, w jakim czasie podnosimy siły alarmowe w powietrze - tak sprawę komentował w Radiu RMF24 gen. Tomasz Drewniak.
Już wczoraj wojsko informowało, że obiektem, który naruszył polską przestrzeń powietrzną, był prawdopodobnie irański dron Shahed. Gen. Drewniak przyznał, że istnieje możliwość, iż bezzałogowiec wrócił na teren Ukrainy, ale musiałoby to być specjalnie zaprogramowane przez Rosjan. Chcieliby osiągnąć podwójną korzyść - zaatakować Ukrainę, a po drugie wzbudzić nasz cały system i zobaczyć, co robimy - analizował pilot. Jak dodał, prawdziwość tej hipotezy potwierdzi się, jeśli szczątki drona nie zostaną znalezione.
Gość Radia RMF24 zauważył, że wysyłając drona nad Polskę, Rosjanie mogą zdobyć wiele cennych i przydatnych w przyszłości informacji. Są w stanie widzieć, jak łańcuch dowodzenia się rozprzestrzenia, jak to wszystko w czasie wygląda - mówił gen. Drewniak. Widzą, ile potrzeba nam od otrzymania sygnału rozpoznawczego do podjęcia decyzji, startu samolotu itd. - dodał. To są dziesiątki informacji. Z punktu widzenia wojskowego one są ważne - podkreślał były Inspektor Sił Powietrznych.
W nocy z niedzieli na poniedziałek Rosja zaatakowała zmasowanym ostrzałem rakietowym piętnaście obwodów Ukrainy. Wybuchy słychać było w sąsiadującym z Polską obwodzie lwowskim oraz oddalonym o godzinę drogi od granicy Łucku, gdzie w wyniku ataku uszkodzony został m.in. budynek mieszkalny. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w mediach społecznościowych podał, że Rosja wystrzeliła ponad setkę rakiet różnych typów i około 100 dronów kamikadze Shahed.
Od początku pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę 24 lutego 2022 r. podczas ataków rakietowych pociski kilkukrotnie naruszyły polską granicę. W listopadzie 2022 r. we wsi Przewodów w woj. lubelskim spadł pocisk, zabijając dwie osoby. Z kolei w grudniu tego samego roku rosyjska rakieta Ch-55 spadła w lesie nieopodal Bydgoszczy, a o znalezieniu jej szczątków poinformowano w kwietniu 2023 r. Ponadto kilkukrotnie pociski na kilka lub kilkadziesiąt sekund wlatywały w polską przestrzeń powietrzną przy granicy z Ukrainy, ale opuszczały ją nie spadając na terytorium Polski.