Sprawą tragicznej śmierci 4-latka na terenie przedszkola w podkrakowskim Zabierzowie ma się zająć prokuratura w Nowym Sączu. Decyzja w tej sprawie jeszcze nie zapadła. O przeniesienie sprawy wniosła Prokuratura Rejonowa Kraków-Prądnik Biały. Z nieoficjalnych informacji RMF FM wynika, że 4-letni chłopiec, który zginął w wypadku w Zabierzowie, był synem jednego z prokuratorów.
Do tragicznego wypadku doszło w ubiegły czwartek w przedszkolu przy ul. Leśnej w Zabierzowie koło Krakowa.
4-latek podczas pobytu na placu zabaw przez źle zabezpieczony otwór wentylacyjny wpadł do betonowego zbiornika. Otwór był przykryty przegnitą płytą paździerzową, która nie wytrzymała wagi małego dziecka. Chłopiec zmarł.
Reporter RMF FM Marek Wiosło ustalił, że Prokuratura Rejonowa Kraków-Prądnik Biały zawnioskowała o przeniesienie śledztwa ws. śmierci 4-latka poza okrąg działania prokuratury krakowskiej. Jak dowiedział się RMF FM, "chodzi o obiektywizm".
Sprawa miałaby zostać przekazana do prokuratury w Nowym Sączu. Decyzja w tej sprawie jeszcze nie zapadła.
Z nieoficjalnych informacji RMF FM wynika, że 4-letni chłopiec, który zginął w wypadku w Zabierzowie, był synem jednego z prokuratorów.
Jak informowaliśmy w czwartek, Kuratorium Oświaty w Krakowie przeprowadziło kontrolę w przedszkolu. Wykazano w niej m.in., że plac zabaw został nieprawidłowo usytuowany, teren i znajdujące się na nim studzienki nie były odpowiednio zabezpieczone, a niektóre z nich były ukryte pod domkami, w których bawiły się dzieci. Na dodatek do przedszkola przyjęto dużo więcej dzieci, nie zapewniając jednocześnie odpowiedniej liczby wykwalifikowanych nauczycielek.
W świetle prawa oświatowego odpowiedzialność za bezpieczeństwo dzieci jest po stronie nauczycielek - powiedziała w czwartek reporterowi RMF FM kurator Barbara Nowak. Trzeba doprowadzić do usunięcia luk w prawie, które skutkują tym, że plac zabaw tak naprawdę nie jest placem zabaw, nie jest bezpieczny. Kiedy zakłada się przedszkole niepubliczne, pracownicy kuratorium nie są dopuszczani do sprawdzania warunków funkcjonowania placówki. To jest błąd systemowy, który trzeba naprawić - podkreśliła Nowak.
Władze placówki zapewniają, że współpracują ze wszystkimi służbami. Nie zgadzają się z oceną kuratorium. Zapewniają, że spełnione zostały wszystkie wymogi bezpieczeństwa, a kontrole sanepidu nie wykazały uchybień.
Dwa lata temu zanim powstał plac zabaw, dyrektor tej placówki wystąpił do nadzoru budowlanego z pytaniem, jakie wymogi powinny być spełnione dla utworzenia placu zbaw. Nadzór odpowiedział, że nie wykonuje żadnych zadań, dopóki nie nastąpi wypadek. Czy to nie jest gorzka refleksja, że nie ma w Polsce przepisów, które regulują tworzenie place zabaw? - twierdził Jerzy Śliwa, który kieruje zespołem kryzysowym działającym w przedszkolu po wypadku.
Dodał, że wszystkie zabawki i urządzenia na placu zabaw mają certyfikaty, a w dniu tragedii z 59 dziećmi było 5 dorosłych osób: dwie nauczycielki i 3 opiekunki. Nauczycielka zareagowała natychmiast. To trwało chwilę - zapewnił Śliwa.
W czwartek informowaliśmy, że placówka działa, a do przedszkola jest zapisanych 112 dzieci, mają 10 opiekunów.
Plac zbaw, na którym doszło do wypadku, jest ogrodzony policyjną taśmą. Przed przedszkolem palą się znicze, mieszkańcy zostawiają tam także maskotki.