"Bieliki" w Świnoujściu mają problemy. Nie chodzi jednak o orły, a o promy i nie o latanie, a pływanie pomiędzy wyspami Uznam i Wolin. Kra w korycie Świny utrudnia przybijanie promów do nabrzeża szczególnie na zachodnim brzegu rzeki.
Rejs, który powinien trwać 7-8 minut, potrafi trwać dwu- a nawet trzykrotnie dłużej. To pierwszy tak ostry zimowy sprawdzian dla "Bielików" i okazuje się, że w takich warunkach nie do końca sprawdzają się pędniki statków.
Prom ma inną budowę kadłuba niż normalny statek. To taka wielka wanna, która pcha przed sobą lód. I teraz "składając się" do nabrzeża, trzeba całą powierzchnię lodu zdusić. Czasami się to nie udaje - mówi kapitan Włodarczak. Bywały jednak gorsze warunki. Przez skuty lodem prowadził tylko jeden wąski kanał - zaznacza.
Pasażerowie "Bielików" dobiegającymi hałasami się nie przejmują. Kra obija się o burty co roku. Może nie w takiej ilości, ale hałas był, jest i pewnie będzie - mówią.
Jestem z zawodu marynarzem, pływam między innymi po Bałtyku - mówi jeden z pasażerów. To, co jest tutaj, to nic. Często trafiam zimą do Zatoki Botnickiej i tam jest dużo gorzej. Czasami statek po prostu staje w miejscu. Kilka razy zdarzyło nam się czekać kilka dni na lodołamacz - zaznacza.
W Świnoujściu takiej groźby nie ma, bo ruch statków jest duży, ale w razie czego w roli lodołamaczy wystąpić mogą portowe holowniki.