Po krwawej próbie sił w Kairze wojsko rozpoczęło aresztowania tych, którzy w nocy otworzyli ogień do demonstrantów na placu Tahrir. Zwolennicy prezydenta Hosniego Mubaraka otworzyli ogień z broni maszynowej do uczestników antyrządowego protestu. Zginęły co najmniej cztery osoby, są też ranni.
Na razie nie ma precyzyjnych i pewnych informacji o tym, co wydarzyło się w nocy na placu Tahrir. Nad ranem - jak twierdzą świadkowie, na których powołują się zachodnie agencje - przy biernej postawie wojska i policji zwolennicy prezydenta Mubaraka otworzyli ogień z broni maszynowej do antyrządowych demonstrantów. Według telewizji Al-Arabija, zginęły co najmniej cztery osoby. Świadkowie mówią też o kilku, a nawet kilkunastu rannych. Władze egipskie nie potwierdziły jednak oficjalnie tych doniesień.
Na zdjęciach telewizyjnych widać było wiele ambulansów wyjeżdżających z placu. Al-Arabija poinformowała, że po strzelaninie między protestujących wjechały pojazdy opancerzone egipskiej armii.
Przez całą noc na głównym placu Kairu dochodziło do starć między zwolennikami i przeciwnikami prezydenta Hosniego Mubaraka. Walczące grupy obrzucały się butelkami z benzyną i kamieniami.
Bilans wczorajszych walk to co najmniej trzech zabitych i ponad 1500 rannych.