Niezależni międzynarodowi eksperci opublikowali najnowszy raport dotyczący zaginięcia malezyjskiego boeinga, do którego doszło rok temu. Dokument nie wyjaśnia, co stało się z maszyną.
Raport liczy 584 strony. Zawiera m.in. informacje na temat baterii sygnalizatora położenia jednej z czarnych skrzynek. Według ekspertów bateria ta wyczerpała się w grudniu 2012 r., czyli rok przed feralnym lotem, i nie została wymieniona. Nie jest jednak jasne, czy wpłynęło to na poszukiwania. W raporcie szczegółowo opisano dane z wojskowych i cywilnych radarów, które śledziły kursu samolot. Przedstawiono również wiele informacji technicznych na temat maszyny.
Niezależnym ekspertom nie udało się ustalić przyczyny zaginięcia samolotu linii Malaysia Airlines. Ich podejrzeń nie wzbudziła przeszłość pilotów ani pozostałych członków załogi.
Zniknięcie lotu MH370 było bezprecedensowe, podobnie jak akcja poszukiwawcza - napisał w wydanym w rocznicę tragedii komunikacie premier Malezji. Dodał, że są to najbardziej skomplikowane i stanowiące największe wyzwanie pod względem technicznym poszukiwania w historii lotnictwa. Razem z naszymi międzynarodowymi partnerami badaliśmy nieliczne istniejące dowody. Malezja jest zdecydowana nadal prowadzić poszukiwania i ma nadzieję, że MH370 się odnajdzie - podkreślił.
Niektórzy bliscy ofiar katastrofy w weekend brali udział w czuwaniach. W Pekinie policja starła się z modlącymi się w świątyni krewnymi pasażerów. Do przepychanek doszło, gdy bliscy próbowali rozmawiać z zagranicznymi dziennikarzami. W nocy nie mogę spać, udaje mi się najwyżej przespać dwie godziny. Ale jestem przekonana, że moja córka żyje i że ją odzyskam - zdążyła powiedzieć jedna z matek, zanim została odeskortowana przez policję.
Boeing 777 linii Malaysia Airlines, na pokładzie którego było 239 osób, w tym 153 obywateli Chin, zaginął 8 marca 2014 roku, podczas lotu ze stolicy Malezji, Kuala Lumpur, do Pekinu. Zniknął z ekranów radarów niedługo po starcie. Dane satelitarne wskazują, że samolot zmienił kurs i leciał na południe.
Eksperci przypuszczają, że maszyna spadła do Oceanu Indyjskiego, prawdopodobnie na zachód od Australii, gdy skończyło się paliwo. Dotychczasowe poszukiwania, prowadzone na obszarze 60 tys. km kwadratowych, nie dały jednak żadnego rezultatu.
Pod koniec stycznia rząd Malezji formalnie uznał zniknięcie maszyny za wypadek, otwierając drogę do wypłacenia rodzinom ofiar odszkodowań.
(mn)