Na Kremlu ma powstać plan siłowego usunięcia z urzędu prezydenta Białorusi Alaksandra Łukaszenki - takie informacje przekazał dziś w mediach społecznościowych doradca ukraińskiego ministra spraw wewnętrznych Anton Heraszczenko. Według tych doniesień Władimir Putin miał być wściekły na Łukaszenkę, że ten nie użył swoich wojsk, żeby wkroczyć na Ukrainę. Te sensacyjne doniesienia śledzimy w radiu RMF 24, a naszym gościem był Marek Budzisz, ekspert do spraw Rosji i obszarów postsowieckich. Rozmawiał z nim Krzysztof Urbaniak.
Krzysztof Urbaniak: Czy to jest w ogóle realny scenariusz?
Marek Budzisz: Ja bym krytycznie podchodził do tego rodzaju informacji, które dość regularnie pojawiają się w ukraińskich kanałach informacyjnych, bo ta informacja podana została podana przez Heraszczenkę w jego kanale na platformie Telegram. Również z tego względu, że do wczoraj chociażby tam się pojawiła informacja ze wskazaniem źródła w ukraińskim wywiadzie, iż sam Putin ma być obalony i jego miejsce ma zająć szef FSB Aleksander Bortnikow. W związku z tym, takie publiczne mówienie o planowanym zamachu już nakazuje pewnego rodzaju ostrożność. Natomiast rzeczywiście jest coś na rzeczy, można tak to powiedzieć, dlatego, że wczoraj obserwowano ruchy wojska białoruskiego, przemieszczanie się kolumny w stronę granicy, w okolicach Brześcia.
I co w tej chwili wiadomo o ruchach tych wojsk?
Trudno ocenić, czy to są przygotowania do inwazji, czy to jest jakieś takie działanie na pokaz, ale trwa dyskusja, zarówno w środowisku białoruskiej emigracji, jak i w mediach, czy Łukaszenka zdecyduje się na zaangażowanie sił zbrojnych Białorusi po stronie rosyjskiej. Bo to, że Białoruś jest jednym z agresorów na Ukrainę, to nie ma wątpliwości. Z Białorusi operują wojska rosyjskie, wystrzeliwane są z tego terenu rosyjskie rakiety. Natomiast tu chodzi o zrobienie tego kroku dalej, czyli użycie białoruskich wojsk.
A jakimi siłami dysponuje armia białoruska?
Armia białoruska to nie jest jakiś bardzo potężny organizm. Musimy pamiętać, że ona przez lata była słabo finansowana, a Białoruś wydawała mniej niż półtora procent swojego PKB na armię. Nie dysponowała najnowocześniejszym sprzętem. To dopiero są zapowiedzi, które pojawiły się w ubiegłym roku, że Rosjanie dostarczą nowoczesny sprzęt, więc to nie jest potencjał, którego użycie umożliwiłoby jakieś znaczące zmiany na linii frontu. Pamiętajmy, że na kierunku wołyńskim, bo tam mieliby ewentualnie zaatakować Białorusini, siły ukraińskie utrzymują jedną brygadę, a ja mam poważne wątpliwości czy Białorusini byliby w stanie zbudować taką siłę, która mogłaby przełamać opór tych ukraińskich jednostek.
Pojawiły się informacje, że ewentualne wejście białoruskiego wojska na zachodnią Ukrainę miałoby odciąć walczący wschód od dostaw, czy to jest w ogóle możliwe?
To jest właśnie trudne z tego powodu, że trzeba by dysponować siłami. Uznaje się, że ci, którzy atakują, muszą mieć z grubsza rzecz biorąc trzykrotnie większe siły niż ci, którzy się bronią. To by oznaczało, że Białorusini powinni w tym scenariuszu rzucić do walki przynajmniej trzy brygady, a nie mają takiego potencjału. Białoruska armia to jest łącznie licząc gdzieś około od 55 do 60 tysięcy żołnierzy, ale ponad połowa z tego to są poborowi. A takich żołnierzy lepiej wyszkolonych i w większym stopniu gotowości to tam jest 10, może 12 tysięcy żołnierzy, optymistycznie licząc. Generalnie na Białorusi idea zaangażowania wojska, czy wysłania wojska na wojnę na Ukrainie jest ideą bardzo niepopularną. Mówią o tym zarówno głosy, które stamtąd napływają, jak i też badania opinii publicznej. Takiego pomysłu nikt nie popiera i to wydaje się jedną z przyczyn dla której Łukaszenka, powiedziałbym delikatnie, nie pali się do tego scenariusza.
A są jeszcze jakieś inne przyczyny. Czego się obawia Łukaszenka? Co ma do stracenia?
Po pierwsze już kilkanaście dni temu pojawiły się informacje, że jest jakiś ferment w białoruskich siłach zbrojnych. Oficerowie są niezadowoleni, spodziewając się, że to może ewoluować w stronę zaangażowania w wojnie. Odchodzą, składają raporty o przejście do rezerwy, czy uciekają na chorobowe, jak to napisał Franak Wieczorka, doradca Swiatłany Cichanouskiej. Nie sądzę, żeby zadowoleni byli też i poborowi, i ich rodziny, a pamiętajmy, że Łukaszenka opiera swoją władzę w gruncie rzeczy nie na poparciu narodu, nie cieszy się poparciem narodu, tak jak Putin, tylko sytuacja na Białorusi jest inna. A w związku z tym zaangażowanie w wojnę, w wojnę niepopularną, wojnę, która nie cieszy się uznaniem również w korpusie oficerskim, no może spowodować w gruncie rzeczy, że ta opoka, na której trzyma się władza Łukaszenki, czyli resorty siłowe, zacznie pękać, zacznie kruszeć. I w związku z tym wojny Łukaszenka nie wygra i jeszcze dodatkowo może stracić władzę i to w wyniku takiego scenariusza rewolucyjnego. To jest z perspektywy Łukaszenki dość duże ryzyko.