Dopiero 11 grudnia o 15:00 na niejawnym posiedzeniu siedmioro członków Izby Kontroli Nadzwyczajnej SN zajmie się złożoną na początku września skargą Komitetu Wyborczego PiS na uchwałę PKW nakładającą kilkanaście milionów złotych kary za korzystanie z nielegalnych środków w kampanii wyborczej.
Termin rozpatrzenia złożonej 9 września skargi minął po 60 dniach, na początku listopada, termin jej rozpatrzenia został jednak wyznaczony dopiero dziś, na ponad trzy miesiące od jej wniesienia. Dlaczego?
Miesiąc po otrzymaniu sprawy wyznaczony jako jej sprawozdawca prof. Marek Dobrowolski złożył wniosek o wyłączenie się z jej rozpatrywania. Po kolejnym miesiącu inny z sędziów odrzucił ten wniosek. W wyznaczonym do orzekania składzie zmieniony został także jeden z pierwotnie wskazanych sędziów.
O powodach tych działań nie wiadomo kompletnie nic. Domysły nie na wiele się zdają, bo nawet jeśli wziąć pod uwagę, że prof. Dobrowolski istotnie przejął się swoim członkostwem w Radzie Legislacyjnej przy premierze Morawieckim, to trudno uwierzyć, że przypomnienie sobie o dwóch spędzonych w niej kadencjach zajęło mu miesiąc. I nie sposób wyjaśnić, czemu rozpatrzenie jego wniosku o wyłączenie się z orzekania ws. skargi PiS też trwało miesiąc.
A szczególnie ciekawe byłoby wyjaśnienie, dlaczego wniosek został odrzucony, a sprawozdawcą jest ktoś, kto nawet nie chce być w składzie orzekającym.
Kiedy w poniedziałek Państwowa Komisja Wyborcza przystępowała do rozmowy nt. subwencji dla PiS, przewodniczący Sylwester Marciniak zaproponował odroczenie decyzji w tej sprawie do kolejnego posiedzenia, 2 grudnia, twierdząc, że do tego czasu Sąd Najwyższy podejmie decyzję ws. skargi na nałożoną przez PKW w sierpniu karę finansową. To wskazywałoby na wyznaczenie przez SN terminu posiedzenia i to na najbliższy tydzień.
Takiego zarządzenia jednak w SN nie wydano. Ani w poniedziałek, ani we wtorek itd., a dziś dowiedzieliśmy się, że termin posiedzenia to 11 grudnia. Zatem odroczenie do 2 grudnia nic by nie zmieniło poza kolejną stratą czasu. Gdzie zatem przewodniczący Marciniak powziął wiedzę, że do 2 grudnia SN oceni skargę PiS i dlaczego przekazał ją członkom PKW?
Pytanie jest dość teoretyczne, bo PKW 5 głosami przeciw 4 odrzuciła wniosek o odroczenie decyzji i nie czekając na realizację niejasnych zapowiedzi, przyjęła uchwałę o odrzuceniu sprawozdania finansowego PiS, której następstwem jest odebranie partii 77,8 mln trzyletniej subwencji na utrzymanie.
To jedyny w swoim rodzaju problem, w wyniku którego członkowie PKW kolejny raz stają się zakładnikami słów relacjonującego dziennikarzom treść obrad członka komisji. Kilka tygodni temu Ryszard Kalisz opowiadał sugestywnie o głosowaniu, które nie mogło się skończyć wynikiem, o jakim mówił ze względu na brak wystarczającej liczby głosujących. Głosowanie, o którym z werwą opowiadał, odbyło się wiele tygodni wcześniej. W poniedziałek zaś mec. Kalisz oświadczył, że PKW przyjęła uchwałę kierunkową, zgodnie z którą Komisja nie uznaje orzeczeń, które są wydane przez sędziów powołanych przez "neo-KRS". To również nieprawda.
W poniedziałek przyjęto jedynie treść znanego członkom PKW od wielu tygodni stanowiska, przygotowanego przez prof. Ryszarda Balickiego, które zawiera trzy główne elementy; oczekiwanie, że ustawodawca podejmie działania zmierzające do wyeliminowania z orzekania w sądach osób, których status może być kwestionowany, postulat, by w sprawach związanych z działaniami PKW nie orzekały takie osoby i po trzecie - deklarację, że w wypadku wyznaczenia ich do orzekania PKW będzie w SN składać wnioski o ich wyłączenie ze sprawy.
Nie jest to z pewnością zapowiedź nieuznawania orzeczeń i na pewno nie jest to uchwała PKW - przed jego przyjęciem członkowie wahali się, czy nie należy tego stanowiska nazwać apelem, i gdzie należy je opublikować - w zakładce "Informacje", czy może "Wyjaśnienia, stanowiska, komunikaty". O zakładce "Uchwały", gdzie umieszczane są decyzje tej rangi, nikt nawet nie wspomniał.
Po słowach Ryszarda Kalisza większość odbiorców sądzi jednak, że PKW nie uznaje orzeczeń Izby Kontroli Nadzwyczajnej SN, co jest o tyle niedorzeczne, że nie tylko tego nie stwierdzono, a wręcz przeciwnie - komisja zadeklarowała składanie w niej wniosków formalnych, a więc - uznanie dla instytucji, choć rzeczywiście raczej nie dla jej obecnego składu. PKW nie uzurpuje też sobie w stanowisku prawa do oceny, kto jest, a kto nie jest sędzią, apeluje tylko o jasne określenie zasad w tej sprawie przez inne władze.
Wszystkie powyższe zagadki nie ułatwiają z pewnością oceny istoty rzeczy. Wyjaśniając więc - uchwałą z sierpnia PKW ukarała Komitet Wyborczy PiS za korzystanie w kampanii wyborczej z niezgodnych z prawem korzyści. Z jednorazowego rozliczenia kosztów kampanii potrącono komitetowi kilkanaście milionów. Komitet odwołał się do SN, ten jednak przeciąga sprawę ponad 60-dniowy termin, decyzja PKW wciąż jest nieprawomocna.
Nieuchronnym w podobnej sprawie następstwem decyzji PKW z sierpnia musiała być decyzja dotycząca odebrania 3-letniej subwencji na utrzymanie partii. PKW czekała z jej podjęciem kilka miesięcy na orzeczenie SN, wciąż się jednak nie doczekała, zatem wydała jedyną możliwą w tej sytuacji uchwałę.
Dopiero po niej uaktywnił się SN i dopiero dziś wiemy, kiedy w sprawach pieniędzy dla PiS może nastąpić jakiś postęp - w środę 11 grudnia, po 15:00.