Rosja do końca 2024 roku będzie chciała dotrzeć do granic administracyjnych obwodów ługańskiego i donieckiego. W ostatnich tygodniach stało się jasne, że nie jest to plan niemożliwy do zrealizowania. Ukraina walczy teraz o przetrwanie. W tym krytycznym momencie dają o sobie znać także zaniedbania władz w Kijowie oraz brak zdecydowanej strategii krajów partnerskich.
Ukrainie rzucono z Waszyngtonu ostatnie koło ratunkowe. Napływ wartej 61 mld dolarów pomocy w postaci amerykańskiej broni i amunicji, powinien znacznie podnieść koszty zbliżającej się wielkimi krokami rosyjskiej ofensywy - pisze w Foreign Affairs Jack Watling, jeden z analityków brytyjskiego think tanku RUSI.
Planiści w Moskwie mogli podejrzewać, że amerykański Kongres nie podpisze się pod wsparciem dla Kijowa, co stworzy Rosji warunki do osiągnięcia relatywnie szybkich i znaczących zdobyczy terytorialnych. W tym sensie, niedawna decyzja spikera republikanów i głosowania w Waszyngtonie pokrzyżowały plany generałom Władimira Putina. Watling podkreśla jednak, że choć okupanci muszą przygotować się teraz na cięższą przeprawę, ogólne cele Kremla w Ukrainie pozostają niezmienne.
Tym celem dla Putina zawsze było, jest i będzie zajęcie Kijowa. Rok 2024 ma być dla wojsk rosyjskich kluczowy, bo na spadek zaangażowania Zachodu w pomoc Ukrainie, przypada równolegle rozwój możliwości produkcyjnych Rosji.
Już po zakończeniu ubiegłorocznej kontrofensywy sił Kijowa - kompletnie zresztą nieudanej - eksperci zaczęli podkreślać, że przed Ukrainą czas najtrudniejszy. Na początku stycznia 2024, przyznał to sam Wołodymyr Zełenski, stwierdzając w przemówieniu: Wytrzymać ten rok oznacza przetrwać całą wojnę.
Ale do przetrwania potrzebne jest coś więcej niż broń z Ameryki.
Dziś Rosjanie na froncie dysponują przewagą w skali 1/10, jeżeli chodzi o porównanie sił artyleryjskich. A mimo eksperckich zachwytów nad dronami, które rzeczywiście zmieniły sposób operowania na polu bitwy, to nadal artyleria pozostaje "bogiem wojny", odpowiadając za ponad połowę strat na froncie.
Wraz z dostarczaniem Ukraińcom kolejnych pakietów pomocowych, przewaga Rosjan w artylerii zmaleje trzykrotnie - twierdzi Watling. Dodaje jednak, że wojska rosyjskie już opanowały sposoby na wciąganie przeciwnika do walk, w których posiadają zdecydowaną przewagę. Mowa tu choćby o wykorzystaniu bomb szybujących, zrzucanych przez samoloty i mogących uderzać w miasta praktycznie bez możliwości neutralizacji. Siły ukraińskie muszą przez to przenosić swoją obronę powietrzną w najbardziej newralgiczne rejony, po to by chronić ludność cywilną przed nalotami. Systematyczne naloty Rosjan na obiekty cywilne, doprowadziły do maksymalnego rozciągnięcia ukraińskich linii, a to z kolei pozwala okupantowi zbliżać się do frontu z powietrza, zwiększając tym samym celność uderzeń.
USA zwlekały z pomocą do ostatniej chwili, co wpłynęło na zdolności taktyczne obrońców. Ukraińcy w ostatnich miesiącach stracili wiele pojazdów taktycznych, co praktycznie uniemożliwia im prowadzenie tzw. "aktywnej obrony", polegającej na wykonywaniu kontrataków na niewielką skalę i ograniczając postępy Rosjan.
Jack Watling zwraca uwagę na niepewną sytuację miejscowości Czasiw Jar, o który toczą się teraz najcięższe walki. Jeżeli forteca ukraińska upadnie, Rosjanie zyskają pozycję do kontroli ogniowej nad kluczowymi szlakami zaopatrzenia w Donbasie.
Pierwsze dostawy wznowionej amerykańskiej pomocy wojskowej dotarły na Ukrainę na początku tego tygodnia, chociaż prawdopodobnie minie kilka dodatkowych tygodni, zanim zachodnia broń i amunicja dotrą na większy obszar frontu - donosi Instytut Badań nad Wojną. Opóźnione wsparcie z USA spowoduje, że minie trochę czasu nim Ukraińcy będą w stanie połatać dziury w naruszonej strukturze swojej armii.
Watling nie ma wątpliwości, że w obecnych warunkach uchwalenie amerykańskiego wsparcia w jedynie niewielkim stopniu wpłynie na obraz pola walki. Przed władzami w Kijowie pojawia się jednak nadzieja, którą trzeba przekuć w działania.
Ukraina musi stworzyć nowe siły, do czego potrzebna będzie szersza mobilizacja. Do tej pory Siły Zbrojne Ukrainy zadowalały się rotacjami umożliwiającymi wyczerpanym żołnierzom krótki odpoczynek. Dziś to już nie wystarczy - potrzebna jest gruntowna odbudowa wojsk. Pomoc za 61 mld dolarów, powinna umożliwić Kijowowi zaplanowanie tego procesu.
Autor Foreign Affiars tłumaczy, że "wbrew powszechnym przekonaniom na Ukrainie nie brakuje ludzi do mobilizacji", ale skutecznego systemu rekrutacji i szkolenia. To poważny problem, który musi zostać rozwiązany i to szybko. Jak oceniają analitycy, szczyt rosyjskich możliwości przypadnie najprawdopodobniej na koniec 2024 roku. Wtedy Rosjanie korzystając z wyczerpania przeciwnika rzucą nowych żołnierzy do jesiennej ofensywy. Władimir Putin wie jednak, że potencjał jego wojsk i sił produkcyjnych zacznie kuleć w roku następnym. Do tego momentu Ukraina musi wytrzymać. Między Moskwą i Kijowem trwa zaciekły bój o jedyny z zasobów, który nie jest odnawialny - czas.
Zachód opiera swoją strategię wobec Ukrainy na utrzymaniu jej w walce. W Waszyngtonie, Londynie, Berlinie czy Paryżu nie myśli się o stworzeniu takich warunków, które zmusiłyby Rosję do negocjacji pokojowych. Kreml natomiast - komentuje Watling - opiera możliwość ewentualnych rozmów, głównie na aktualnej dynamice na froncie. Jedynym sposobem na zmuszenie Putina do zaakceptowania pokoju, jest stworzenie realiów, w których przedłużanie wojny, będzie dla Rosji stanowiło zagrożenie. O tym zresztą powiedział w sobotę Radosław Sikorski, oceniając, że wojna może się skończyć tylko wtedy, gdy Putin zrozumie, że koszt dalszego jej prowadzenia, jeśli chodzi o życie ludzkie i koszty finansowe, jest wyższy niż cel, który chce osiągnąć.
Ukraina sama nie jest w stanie stworzenia takich realiów zagwarantować. Tu najistotniejsza jest rola Zachodu, który jednak nie kwapi się, by dać Kijowowi odpowiednie gwarancje.
Sami Ukraińcy nie zgodzą się na pójście na rzeź w imię krótkotrwałego zamrożenia konfliktu. W rozmowie z Politico, szef gabinetu Wołodymyra Zełenskiego, Andrij Jermak przyznał, mówiąc o Rosjanach - "Negocjacje? Oni nie chcą prawdziwych negocjacji. Chcą kapitulacji Ukrainy". Wtóruje mu doradca prezydenta Mychajło Podolak:
Dotarliśmy do punktu, w którym nie można już zdecydować się na negocjacje. Dlaczego? Bo ta wojna nie dotyczy terytorium Ukrainy. To wojna o zasady, według których będziemy żyć wy i my i Rosjanie. Jeśli Rosja nie przegra, zasady będą nieco inne. Autokracja, przemoc - to będą dominujące formy polityki zagranicznej. Jeśli Rosja przegra, otrzymamy szansę odbudowania globalnego systemu stosunków politycznych i bezpieczeństwa.
Według strony ukraińskiej, rozmowy pokojowe zostaną wykorzystane przez Rosję jako broń. To uprawnione twierdzenie, bo Kreml postępował już tak, gdy negocjowano z USA kwestię Syrii. Moskwa uratowała wówczas Bashara al-Assada, przekonując - jak pisze Politico - by ówczesny prezydent Barack Obama "zdjął palec ze spustu". Rosjanie karmią się naiwnością Zachodu, jego lękiem przed długoterminowym konfliktem i coraz większym "zmęczeniem wojną".
Jak poinformował w rozmowie z "The Economist" zastępca szefa wywiadu wojskowego Ukrainy Wadym Skibicki, długoterminowym celem Rosjan jest dotarcie latem do granic administracyjnych obwodów donieckiego i ługańskiego. Wśród rosyjskich planistów mają toczyć się również dyskusje o ofensywie na Charków i Sumy.
Żadnych negocjacji na razie nie będzie. Teraz decyduje artyleria, drony, czołgi i piechota, a najważniejsze wydarzenia rozstrzygają się na równinach Donbasu. Tak jak zapowiadał Zełenski - Ukraina walczy obecnie o przetrwanie i jest pewne - jak uważa Watling -, że w związku z niedoborami personelu i sprzętu straci w tym roku terytoria. Pytanie brzmi, do jak wysokiej zapłaty zmuszą Rosjan ukraińskie siły.