Takiego uderzenia na terytorium Rosji jeszcze nie było i może lepiej, by już nigdy się nie powtórzyło. Ukraińcy kilka dni temu za pomocą dronów zaatakowali i znacząco uszkodzili strategiczną stację radarową wczesnego ostrzegania w południowo-zachodniej części kraju. Słowo "strategiczną" jest tutaj kluczowe, bowiem radar - wpisujący się w sieć wczesnego ostrzegania - jest częścią szerszego systemu odstraszania jądrowego Moskwy. Atak mógłby zatem spełnić określone publicznie przez Kreml warunki działań mogących wywołać nuklearny atak odwetowy.
O ukraińskim ataku na stację radarową dalekiego zasięgu, która znajduje się w mieście Armawir na terenie rosyjskiego Kraju Krasnodarskiego, szeroko pisze portal The War Zone (TWZ), zajmujący się zagadnieniami z zakresu obronności.
Serwis podał, powołując się na zdjęcia satelitarne z 23 maja, że uszkodzona została stacja radarowa dalekiego zasięgu Woroneż-DM. To działające w ultrawysokiej częstotliwości radary horyzontalne, które wchodzą w skład rosyjskiego systemu wczesnego ostrzegania przed pociskami balistycznymi mogącymi przenosić głowice jądrowe.
Zdjęcia z kosmosu to jedno, ale w mediach społecznościowych pojawiły się ujęcia, na których widać poważnie uszkodzone oba obiekty, w których mieszczą się radary. TWZ podkreśla, że stacje radarowe są na ogół bardzo czułymi i delikatnymi systemami, stąd nawet niewielkie szkody mogą unieruchomić je na długi czas.