Działania wojskowe, które obserwujemy w Ukrainie są całkowicie normalne. Mozolne przesuwanie linii frontu, okazjonalne sukcesy na niektórych odcinkach i wycofywanie się na innych. Tak właśnie wygląda wojna - tłumaczą eksperci z amerykańskiego Instytutu Badań nad Wojną. To, że nie widzimy spektakularnych sukcesów armii Kijowa, nie znaczy, że cała operacja nie zakończy się wielkim sukcesem.
Część obserwatorów, ma ciągle w pamięci nieprawdopodobną kontrofensywę z września 2022 roku, gdy Ukraińcom udało się odbić z rąk okupanta kilka tysięcy kilometrów kwadratowych w ciągu kilku tygodni. Codziennie pojawiały się komunikaty o kolejnych wyzwolonych wsiach, miastach i miasteczkach. Wówczas, wojska Kijowa wykorzystały rozciągnięte linie Rosjan, braki w zaopatrzeniu i szok po nieudanym blitzkriegu armii Władimira Putina, który zapowiadał przecież, że Ukraina padnie w ciągu tygodnia.
Tym razem, sytuacja na froncie wygląda zupełnie inaczej. Rosjanie zrozumieli, że czeka ich długa i wyniszczająca wojna, postawili na umocnienie linii defensywnych i czekali na ruch Ukrainy. Ten nadszedł, i choć nawet sam Wołodymyr Zełenski składał buńczuczne zapowiedzi dotyczące nadchodzącej nawałnicy, nikt myślący racjonalnie nie mógł przypuszczać, że Ukraińcy w sierpniu będą już na Krymie.
26 lipca - pisze ISW - siły Ukraińskie rozpoczęły "główną fazę kontrofensywy". Działania wojskowe ukierunkowane są na zachodnią część obwodu zaporoskiego, a ich celem jest przełamanie pierwszej linii rosyjskiej obrony. Główna operacja została poprzedzona mozolnym, ale systematycznym niszczeniem artylerii okupanta, magazynów broni i amunicji i zakłócaniem linii zaopatrzeniowych poprzez precyzyjne uderzenia z dużej odległości.
Amerykańscy analitycy nie mają wątpliwości - ofensywa ukraińska będzie nieustannym przeplataniem się postępów taktycznych z momentami zastoju i niepowodzeń. Walki będą ciężkie, liczba ofiar wysoka, a frustracja będzie stanowić stały element kampanii. "Wszystko to na wojnie jest całkowicie normalne" - argumentuje ISW.