"To wyłącznie dobra informacja" - tak decyzję Turcji o ratyfikacji wniosku Finlandii o przystąpienie do NATO skomentował w internetowym Radiu RMF24 Jerzy Marek Nowakowski. Były główny doradca do spraw zagranicznych w rządzie premiera Jerzego Buzka, był ambasador w Armenii i na Łotwie, obecnie prezes Stowarzyszenia Euroatlantyckiego opowiedział, jakie skutki może przynieść ta decyzja. Mówił także o możliwym przystąpieniu Szwecji do NATO.

Tomasz Weryński: Za niedługo NATO będzie miało ponad 1,3 tys. kilometrów więcej granicy z Rosją. To dobra informacja? 

Jerzy Marek Nowakowski: To wyłącznie dobra informacja. I to nie jest tylko te 1,3 tys. kilometrów granicy. Bo po pierwsze ta granica przebiega w bardzo ważnym miejscu. Przebiega wzdłuż szlaku łączącego centrum Rosji z północą, z Półwyspem Kolskim. W tym miejscu są bazowane rosyjskie okręty podwodne z uzbrojeniem atomowym. Z wojskowego punktu widzenia jest to bardzo ważny fragment Rosji. A po drugie, jeszcze ważniejsze, Finlandia i jej przystąpienie do tego Sojuszu oznacza, że Morze Bałtyckie staje się wewnętrznym morzem NATO. 

Czy w takim razie to nie jest największy koszt, jaki Rosja zapłaci za wojnę w Ukrainie?

Jest to bardzo duży krok w tył (dla Rosji - przyp. red.). Uważam, że być może nawet największy. Jest wiele elementów, którymi Rosjanie za tę wojnę płacą, ale w sensie strategicznym jest to koszt niesłychanie wysoki. A jednocześnie jest to niezwykle ważna decyzja z polskiego punktu widzenia, bo my rzadko zdajemy sobie sprawę z tego, że dotychczas, dopóki Finlandia i Szwecja nie znalazły się w NATO, to Morze Bałtyckie nie było dostępną drogą, na przykład do transportu wojsk do krajów bałtyckich. Nie można było zakładać, że państwa bałtyckie da się obronić w razie ataku rosyjskiego. W tej chwili to się kompletnie zmieniło. Zmieniła się rola obwodu kaliningradzkiego. Bo okręg kaliningradzki, który był taką wysuniętą "rosyjską pięścią uderzeniową", stał się zamkniętą twierdzą na granicy NATO, jak z resztą piszą sami Rosjanie. Czyli nie ma potencjału ofensywnego tak naprawdę. I wreszcie kwestia Szwecji. Ja mogę powiedzieć, że z dużym niepokojem i żalem przyglądam się tym manewrom, które w przypadku Szwecji wyczyniają Turcja i Węgry. To jest rozgrywanie wewnętrznej gry tureckiej, trochę na użytek rosyjski, ale ryzykowanie bezpieczeństwem całego świata zachodniego po taką rozgrywkę. Finlandia wojskowo jest bardzo ściśle zintegrowana ze Szwecją, w istocie członkostwo Finlandii oznacza także już połowę członkostwa Szwecji.

Jak pan sądzi, czy gdyby nie wojna w Ukrainie, takie wstąpienie Finlandii do NATO byłoby możliwe? Czy jednak wiązałoby się to z jakimś potężnym kryzysem na linii NATO - Rosja. 

Raczej nie byłoby to możliwe. Pamiętajmy, że obywatele Finlandii od wielu lat byli przeciwni rezygnacji ze statusu neutralności państwa, podobnie jest w przypadku Szwecji. W momencie, kiedy zobaczyli rosyjską politykę agresywną w praktyce, to nastroje społeczne w obu tych krajach się zmieniły. I to nawet nie jest kwestia kryzysu na linii Rosja - NATO. Ten kryzys był mniej lub bardziej permanentny, związany był z rosyjską wizją imperialną. Listy, które Putin wystosował w grudniu 2021 do NATO i Stanów Zjednoczonych, znakomicie tego dowodzą. Jak wskazują wszystkie ankiety, Finowie mają najwyższy poziom akceptacji udziału obywateli w obronie państwa. Wyższy niż u nas, w Rumunii, czy gdziekolwiek. Szwedzi także mają bardzo wysokie te wskaźniki. Są silnymi armiami, najbardziej gotowymi do wojny. Te patriotyczne społeczeństwa do tej pory sądziły, że poradzą sobie same. 

Jak pan sądzi, czy sprawa Szwecji będzie długo rozgrywana przez Turcję? 

Do wyborów na pewno. Wybory w Turcji odbywają się w maju. I mam nadzieję, że po nich Turcy jednak ustąpią. Przy tym pamiętajmy, że mają oni swojego partnera w postaci Węgier, które zachowują się dokładnie tak samo. Mimo że oni nawet nie mają tego pretekstu, jaki mają Turcy w kwestii kurdyjskiej. 

Jednak często można zobaczyć, że Szwecja tak nieformalnie, jest już w Sojuszu.

Armie szwedzka i fińska w obronie powietrznej, siłach lądowych są bardzo mocno zintegrowane. Oni od dawna prowadzili wspólne programy obronne i zbrojeniowe. Jak mówię, oni sądzili, że są bardzo solidnie uzbrojeni, że sami dadzą radę. Tak przy okazji, jest to lekcja dla niektórych naszych polityków, którzy opowiadają banialuki, że jak to nakupią tysiąc czołgów, to sobie sami poradzimy. Nie, nie poradzimy sobie sami, musimy być bardzo mocno osadzeni w sojuszach. 


Opracowanie: Wiktoria Urban

Po jeszcze więcej informacji odsyłamy Was do naszego internetowego Radia RMF24

Słuchajcie online już teraz!

Radio RMF24 na bieżąco informuje o wszystkich najważniejszych wydarzeniach w Polsce, Europie i na świecie.