75-letni Fuminori Tsuchiko przybył z Tokio do wschodniej Ukrainy w ubiegłym roku. Miał jeden cel: zrobić wszystko, co w jego mocy, by pomóc ludziom cierpiącym w wyniku rosyjskiej inwazji. Zaczął gotować i rozdawać za darmo ciepłe posiłki potrzebującym. Dzisiaj opowieść o Japończyku, który bezinteresownie pomaga Ukraińcom, obiega cały świat i stanowi przykład, który może dawać nadzieję.
Fuminori Tsuchiko przyjechał do Ukrainy w lutym ubiegłego roku. Był zwyczajnym turystą, który zwiedzał nieznany kraj. Wtedy ambasada Japonii wydała komunikat wzywający swoich obywateli do natychmiastowego wyjazdu - inwazja Rosji na Ukrainę zbliżała się nieuchronnie. Tsuchiko posłuchał i wyjechał do Warszawy, ale postanowił wrócić już dwa miesiące później.
Zadeklarował wówczas, że zrobi, co może, by pomóc mieszkańcom terenów dotkniętych rosyjską inwazją. Pojawił się w Charkowie, na który spadały pociski wystrzeliwane przez rosyjskich najeźdźców. Mieszkańcy miasta chronili się wówczas w podziemnej stacji metra. Gdy 75-latek z Tokio zobaczył to na własne oczy, podjął decyzję o pozostaniu na miejscu.
Jak sam opowiada, przez całe miesiące żył na stacji metra i pracował jako wolontariusz pomagający w dostarczaniu żywności mieszkańcom. Czerwiec, lipiec, sierpień, wrzesień, październik, listopad, grudzień. Przez siedem miesięcy żyłem w metrze, pod ziemią. Spałem i jadłem razem z Ukraińcami - opowiada Tsuchiko cytowany przez Reutersa.