Na Białorusi odbywa się wspólne zgrupowanie białoruskich i rosyjskich żołnierzy. „Jest to przeciwdziałanie pogłoskom, że Białorusini nie będą chcieli walczyć, jeżeli zostaną wysłani na Ukrainę. Mając Rosjan jako dowodzących, trudniej im będzie protestować czy poddawać się po przekroczeniu granicy. Rosjanie są znani z tego, że potrafią tworzyć oddziały zaporowe, co już pokazywali używając kadyrowców na froncie wschodnim. Oddziały zaporowe to takie, które strzelają do uciekinierów i zawracają ich z powrotem na front” – mówił na antenie internetowego Radia RMF24 Bartłomiej Wypartowicz z portalu Defence24.
W popołudniowym programie w radiu RMF24 Tomasz Terlikowski, dopytywał swojego gościa o to, jakimi siłami obecnie dysponuje Białoruś.
Armia białoruska jest na pewno jedną z mniejszych armii naszych sąsiadów. Oficjalnie posiadała 60 tys. żołnierzy w służbie stałej, ale to są też wojskowi administracyjni, czyli niekoniecznie żołnierze, którzy mogą walczyć na froncie. (...) Białoruś nie operuje też nazbyt wysoko zaawansowanym sprzęcie. Chociażby w wojskach pancernych ich głównym czołgiem jest model T-72B. Mają tylko około dwudziestu czołgów nowszych T-72B3. Generalnie rzecz biorąc nie jest to technicznie jakaś supernowoczesna armia. Z samolotów chyba najnowszy, jaki jest to Su-30SM - mówił.
Bartłomiej Wypartowicz zwracał też uwagę na trwającą na Białorusi potajemną mobilizację.
Coraz więcej dochodzi do nas sygnałów, że ta mobilizacja jest przeprowadzana głównie na obszarach wiejskich, ale też rezerwiści dostają propozycję powrotu do służby. Ostatnio białoruski MON powiedział, że obecnie w służbie stałej ma już 75 tysięcy wojskowych. Wychodziłoby na to, że w niedługim czasie udało się pozyskać do armii 15 tysięcy ludzi. (...) Jest to również pokłosie tego, że przeprowadzane są tak zwane ćwiczenia mobilizacyjne i sprawdzanie przygotowania tzw. wojenkomatów, czyli odpowiedników naszych WKU. Tam są sprawdzane dane, np. adres zamieszkania i czy żołnierz, który jest rezerwistą, nie umarł. Na tej podstawie powoływani są rezerwiści i żołnierze do wojenkomatów, no i tam proponuje im się służbę - dodawał.
Dziennikarz RMF FM Tomasz Terlikowski dopytywał czy ta propozycja, aby na pewno jest "dobrowolna", albo czy żołnierzom proponowane są w zamian za to jakieś pieniądze.
Ciężko powiedzieć, jak to tak naprawdę wygląda. Dane, które obecnie posiadamy, są niezbyt duże. Po pierwsze - Białoruś utrzymuje, że żadnej mobilizacji nie ma. Po drugie - zgrupowanie, które się tworzy, czyli zgrupowanie białorusko-rosyjskie, jest głównie obronne. Oczywiście propaganda Łukaszenki jest bardzo mocno powiązana z propagandą rosyjską i oczywiście głównym "zagrożeniem" dla Łukaszenki jest Ukraina, Polska i Litwa, które rzekomo mają gromadzić wojska 100 kilometrów od granicy z Białorusią - mówił gość Tomasza Terlikowskiego.