Czernihów znalazł się na skraju katastrofy humanitarnej. W mieście brakuje żywności, leków, wody, ogrzewania, energii elektrycznej - poinformował w środę wieczorem jego mer Władysław Atroszenko w rozmowie z agencją informacyjną RBK-Ukraina. „Ataki na cele cywilne są prowadzone ze wszystkich rodzajów broni. Nie ma żadnego rozróżnienia - wróg niszczy wszystko, niezależnie od rodzaju obiektu. Bomby spadają wszędzie” – opisuje Atroszenko.

"Obserwujemy znaczny wzrost intensywności ostrzałów. Ataki na cele cywilne są prowadzone ze wszystkich rodzajów broni. Nie ma żadnego rozróżnienia - wróg niszczy wszystko, niezależnie od rodzaju obiektu. (...) Przeciwnik rozpoczął ostrzał z bardzo dużej wysokości, starając się ominąć nasze systemy obrony przeciwlotniczej. Zdaniem specjalistów, ta wysokość wynosi nawet 8 tys. metrów lub więcej. W takim przypadku nie może być mowy o żadnych precyzyjnych atakach. Bomby spadają wszędzie" - opisał sytuację w Czernihowie Atroszenko.

W ocenie Atroszenki, rosyjskie wojska nie zdołały jak dotąd przeniknąć na teren miasta. "Od czasu do czasu pojawiają się tylko grupy dywersantów, lecz zagrożenie z ich strony jest szybko neutralizowane" - dodał mer Czernihowa.

W rosyjskim ataku na cywilów w Czernihowie zginął obywatel USA

Lokalna policja poinformowała, że w czwartek Rosjanie po raz kolejny przeprowadzili w Czernihowie atak na cywilów, używając ciężkiej artylerii.

Są zabici i ranni. Wśród ofiar śmiertelnych jest obywatel USA. Policja dokumentuje skutki wrogiego ostrzału cywilów w centrum Czernihowa - czytamy w komunikacie.

Problemy z ogrzewaniem w mieście

Mer poinformował również, że problemy w mieście są problemy z ogrzewaniem. Wszystko dlatego, że Rosjanie ostrzelali dwie główne sieci ciepłownicze. Całkowicie zniszczona została także miejska elektrociepłownia.

Rosjanie nie zgadzają się na "zielone korytarze", by ewakuować cywilów

Według rozmówcy RBK-Ukraina, strona rosyjska ani razu nie odpowiedziała na postulaty zorganizowania "zielonego korytarza" w celu ewakuacji cywilów z Czernihowa.

"Ludzie wyjeżdżają z miasta na własne ryzyko, ponieważ bezpieczne połączenie drogowe z Kijowem już nie istnieje. Pomoc humanitarna dociera do miasta incydentalnie" - podsumował Atroszenko.