Przyjęcie sankcji gazowych wydaje się w najbliższym czasie niemożliwe. Trudna debata w sprawie embarga na ropę pokazała, że gdy chodzi o energię to sprawa staje się dla krajów Unii bardzo drażliwa. Nawet estońska premier Kaja Kallas powiedziała, że w siódmym pakiecie sankcji gaz powinien się znaleźć, ale nie sądzi, żeby tak się stało.
Premier Belgii Alexander De Croo wprost mówił, że na razie potrzebna jest pauza. "Zatrzymamy się teraz i zobaczmy, jaki jest wpływ dotychczasowych sankcji" - mówił.
Chodzi o obawę, że sankcje gazowe mogą bardziej uderzyć w unijne gospodarki niż w Rosję.
Coraz wyraźniej widać, że UE będzie od gazu odchodzić stopniowo. Zgodnie z planem zwanym REpowerEU, UE ma do końca roku zrezygnować z 2/3 rosyjskiego gazu. Plan ten zakłada wsparcie finansowe wysokości ponad 200 mld euro dla uniezależniania się od rosyjskiej energii.
"Unia Europejska nie będzie omawiać embarga na gaz w ramach kolejnej rundy sankcji przeciwko Rosji za prowadzenie wojny z Ukrainą" - poinformował kanclerz Austrii Karl Nehammer, wchodząc na szczyt UE.
"Embargo na gaz nie będzie tematem, (kanclerz Niemiec - red.) Olaf Scholz również to wyjaśnił" - powiedział dziennikarzom.
"Rosyjska ropa jest znacznie łatwiejsza do zrekompensowania. Gaz jest zupełnie inny, dlatego embargo na gaz nie będzie częścią kolejnego pakietu sankcji" - dodał.
Polska chciałaby jak najszybszego odejście UE od gazu, ale premier Mateusz Morawiecki dosyć realistycznie dzisiaj się wypowiedział w tej sprawie.
"Nikt nie chce kupować energii od Rosji. Rosja - barbarzyński kraj, kraj, na którym w żadnej mierze nie można polegać, okazała się nie tylko partnerem niegodnym zaufania, ale okazała się państwem zbrodniczym i dlatego dyskutujemy o tym, w jak najszybszy sposób odejść od nie tylko węglowodorów rosyjskich, takich jak węgiel czy ropa, ale także w dalszej perspektywie - co podkreślają niektóre państwa członkowskie, zwłaszcza Niemcy, Austria - także od gazu" - mówił.
Unijni przywódcy porozumieli się w negocjowanej od ponad miesiąca drażliwej kwestii embarga na rosyjską ropę. Chodzi o ropę sprowadzaną do Unii tankowcami. Dostawy drogą morską stanowią około 2/3 rosyjskiego importu ropy.
Do końca roku wstrzymany zostanie import ponad 90 proc. rosyjskiej ropy. Jak tłumaczyła szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, ropa sprowadzana tankowcami to 75 proc. importu rosyjskiej ropy, natomiast wraz z deklaracjami Polski i Niemiec odejścia od tego surowca - to 90 proc.
To mocno uderzy w rosyjską gospodarkę. Roczna wartość importu rosyjskiej ropy wynosi 30 miliardów euro.
"To straszny cios dla Rosji, bo pomału nie ma gdzie sprzedawać swojej ropy" - mówił w Porannej rozmowie w RMF FM Jarosław Wolski, politolog i analityk wojenny.
Nasz rozmówca zwracał uwagę na fakt, że nie może być takiej sytuacji, że szyby naftowe nie pracują.
"Muszą ciągle pracować, ta ropa musi płynąć. Jeżeli szyb nie pracuje przez jakiś czas, to on się nadaje do ponownego wiercenia. Trzeba odtworzyć całą infrastrukturę wydobywczą" - wyjaśniał.
Jego zdaniem, jeżeli do jesieni Rosjanie nie zaczną sprzedawać ropy i opróżniać magazynów albo będą musieli ją wylewać w tajdze, albo stracą większość pól wydobywczych.
"Rosjanie nie mają infrastruktury do magazynowania ropy" - mówił Wolski - "Do tej pory bowiem wszystko sprzedawali na pniu na Zachód".
Według ocen agencji Bloomberga, które cytuje UNIAN, gdy embargo zacznie obowiązywać, Rosja będzie zmuszona sprzedawać swoją ropę do Azji. Tam zaś surowiec jest tańszy - jego cena jest niższa o około 34 USD za baryłkę.
Wolski twierdzi natomiast, że rosyjską ropą nie są zainteresowani ani Chińczycy, ani Hindusi.
"Nawet jeśli Indie zgodzą się na import rosyjskiej ropy, prawdopodobnie nie zrównoważy to w krótkim okresie czasu tego, że Zachód nie kupuje już rosyjskiej ropy" - stwierdził.
Na koniec podkreślił, że Rosję czeka ogromny kryzys gospodarczy.
"Dla Rosji tak czy siak oznacza to potworne problemy i potworny kryzy ekonomiczny, który dopiero ich uderzy gdzieś z końcem jesieni" - usłyszeliśmy.