Organizator finału Pucharu Polski, czyli PZPN nie poradził sobie w Bydgoszczy - mówi wiceminister spraw wewnętrznych Adam Rapacki. Prezes piłkarskiego związku Grzegorz Lato nie ma sobie za to nic do zarzucenia i zamiast uderzyć się w swoje piersi odpowiedzialność zrzuca na kluby piłkarskie i policję.
MSWiA zarzuca PZPN zignorowanie negatywnej opinii policji, że stadion Zawiszy nie jest dobrym miejscem do organizowania meczu najwyższego ryzyka w Polsce. Zdaniem Adama Rapackiego błędy popełniono też podczas samego zabezpieczenia meczu, choćby po stronie ochrony. Wpuszczano osoby również bez kontroli osobistej i weryfikowania, czy znajdują się na liście osób objętych zakazami stadionowymi - mówi Rapacki.
Grzegorz Lato ma zastrzeżenia do ochrony, ale też tłumaczy, że szczegółowa identyfikacja osób na stadionowych bramkach jest niemożliwa, bo trwałaby za długo. Nie ma tam szans, żeby wszystkich kibiców z dowodu sprawdzić - twierdzi Lato.
Prezes PZPN ma też wytłumaczenie, że na stadion udało się pseudokibicom wnieść race, petardy i alkohol. Różnie to można ukryć. Do skarpety, w buta schować - twierdzi Lato.
Grzegorz Lato dodaje, że czeka na raport delegata związku ds. bezpieczeństwa oraz firm zabezpieczających mecz w Bydgoszczy.