Jeszcze w tym roku w Łebie ruszyć mają próbne prace archeologiczne, których długofalowym celem będzie odnalezienie... dawnej Łeby. Chodzi o lewobrzeżną część miasta, którą w XVI wieku zniszczyć miały potężne sztormy. Mieszkańcy musieli uciekać z zasypanego piaskiem miasta. Nowe założyli po drugiej stronie rzeki Łeba.
Dziś jedyną pozostałością po dawnym mieście jest niewielki fragment ceglanego muru, stojący samotnie na zalesionej, nadmorskiej wydmie. To właśnie w jego obrębie prowadzone mają być poszukiwania. Niewykluczone, że prace rozpoczną się jeszcze latem. Na razie jednak trwa procedura wyboru ich wykonawcy.
Wcześniej jedynie Niemcy, dwa lata przed wybuchem II wojny światowej, mieli prowadzić podobne poszukiwania. Z tego są ślady, które są obecnie w muzeum w Lęborku. Dokumenty i jakieś drobne znaleziska, które z tego okresu pochodzą... tak że coś tam znaleziono. Nie tylko w okolicach samych ruin, ale na większym obszarze badano, więc na pewno są ślady materialne. Po wojnie oczywiście do tego nie wracano. Nikt tego więcej już nie robił. Dopiero teraz próbujemy coś rozpocząć - mówi reporterowi RMF FM Kubie Kałudze Marek Glegoła, prezes Towarzystwa Historii Łeby pod Patronatem św. Mikołaja, a zarazem pracownik łebskiego magistratu.
Historia dawnej Łeby jest niemal nieznana, ale niezwykle ciekawa. Niektórzy określają ją polskimi Pompejami. Różnica jest taka, że miasto zasypiać miał nie wulkaniczny popiół, a piasek, który silny wiatr porywał z pobliskich wydm podczas serii potężnych sztormów.
Siła huraganu rosła z każdą chwilą. Powietrze wypełnił przejmujący świst, przeplatany odgłosem grzmotów. Tumany sypkiego piasku uniosły się w górę i z niesamowitą szybkością pędziły w kierunku miasta, niszcząc wszystko co spotkały na drodze - to fragment legendy o zagładzie starej Łeby. Pochodzi ze zbioru ludowych podań zatytułowanego "Legendy ze słowińskiej checzy" autorstwa Gracjana Bojara-Fijałkowskiego, XX-wiecznego pisarza zajmującego się między innymi dziejami Pomorza. Według tego przekazu miasto zalały także masy morskiej wody, a jedynym świadkiem tych zdarzeń jest właśnie wspomniany mur - fragment dawnego kościoła.
W to miejsce zaprowadzili naszego dziennikarza Marek Glegoła oraz Maria Konkol - dyrektor miejskiej biblioteki, także działająca w Towarzystwie Historii Łeby pod Patronatem św. Mikołaja. 300, może 400 metrów od prowadzącej do morza alejki, którą spacerują dziesiątki turystów. Niemalże nikt jednak w tę okolicę nie zagląda.
Jest mocno schowana, ukryta w lesie. Ciężko trafić turyście, bo tego nie widać - przyznaje Glegoła.
Dodaje, że według dokumentów i przekazów mur to pozostałość po dawnym kościele św. Mikołaja. Nie jest to jednak formalnie potwierdzone. Wysokość ściany może świadczyć jednak o tym, że budynek był ważnym punktem dawnego miasta.
W ówczesnych czasach nie wszystkie budynki były tak wysokie, tak solidne, o tak grubych ścianach, więc sugestie są różne, że na pewno coś ważnego. Sugeruje się, że kościół. Na poparcie tego tylko tyle powiem, że cegły z tych ruin znajdują się w obecnym kościele drugiej części Łeby. Co zostało stwierdzone. To jakby ślad, który potwierdza, że widocznie ludzie zabierali cegły ze starego kościoła, żeby budować nowy - mówi Glegola. Co ważne wokół wykonane zostały już badania georadarem, które potwierdziły - na różnych głębokościach - inne ślady działalności człowieka.
Być może, dzięki zbliżającym się pracom archeologicznym dowiemy się więcej o niezwykłej historii. Celem jest próbne wysondowanie, na jakimś wytypowanym, mniejszym obszarze, jak to wygląda kilka metrów niżej, pod obecną powierzchnią terenu. Czy są jakieś inne rzeczy? W jakim stanie są? Jaki jest rodzaj gruntu, jaki poziom wody? Chcemy zrobić po prostu badania sondażowe, wstępne, które jakby sprecyzują dalszy bieg działania i pokażą być może coś więcej co jest pod ziemią - mówi Glegoła. Dodaje, że docelowym, szerszym planem jest przygotowanie większego wykopaliska i stałej ekspozycji.
Tajemnicza historia, los pogrzebanych pod piaskiem dawnych mieszkańców Łeby i okolice ruin stojących na nadmorskiej wydmie stały się inspiracją nie tylko dla lokalnych pasjonatów historii. Mieszkańcy zarazili dawną Łebą także chociażby artystów i studentów, którzy w Łebie odbywali swoje plenerowe zajęcia. Była nawet próba odtworzenia życia dawnego miasta.
Kiedyś zrobiliśmy tutaj wspólne spotkanie - łebianie, studenci i artyści. Studenci z piasku morskiego wyrysowali kontury domów. Przynieśliśmy stoły, krzesła i tak jakbyśmy odtworzyli na starej Łebie nowe życie. Siedzieliśmy tu i nawet udało się radnych miejskich ściągnąć, zrobić dla nich improwizowany "niby stół" i były tutaj obrady rady miejskiej - opowiada Maria Konkol. Dopytywana, z uśmiechem przyznaje, że do improwizowanej "niby ewakuacji" dawnej Łeby nie doszło: Nie było takiej potrzeby. Niedźwiedź morski był cicho.
Co ciekawe - dzięki pracy studentów - możemy lepiej wyobrazić sobie katastrofę dawnej Łeby. W zeszłym roku miejska biblioteka zaprosiła ich bowiem do udziału w konkursie "Zasypane miasto", który odbył się w ramach Europejskich Dni Dziedzictwa 2014. Animacje przygotowali studenci Polsko-Japońskiej Wyższej Szkoły Technik Komputerowych w Warszawie oraz Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Dzięki uprzejmości łebskiej biblioteki pokazać możemy trzy najlepiej ocenione animacje. Ich autorami są Marta Kuziów, Joanna Czerwińska oraz Bartosz Cebula.
(j.)