Jest opinia biegłych w sprawie ubiegłorocznej katastrofy w kopalni Wujek-Ruch-Śląsk. Liczący ponad sto stron dokument przygotowany przez specjalistów z Politechniki Śląskiej dotarł w piątek do katowickiej prokuratury. To jeden z najważniejszych dowodów w śledztwie dotyczącym katastrofy.
Poznanie treści opinii zajmie teraz prokuratorowi co najmniej kilka dni - mówi prokurator Marta Zawada-Dybek. I dodaje: Łącznie śledczy zadali specjalistom kilkadziesiąt pytań. Chodzi m.in. o warunki geologiczne na dole, zagrożenia naturalne, ale także przestrzeganie zasad bezpieczeństwa w miejscu wypadku.
W sobotę mija dokładnie rok od katastrofy. Po wybuchu i zapaleniu się metanu w kopalni od razu zginęło 12-u górników.8 kolejnych zmarło w szpitalu. Rannych zostało 34 górników. Była to jedna z największych górniczych katastrof w polskich kopalniach w ciągu ostatnich lat.
Adam Berus, Andrzej Latka i Janusz Wanczura to jedni z tych, którzy ocaleli.
Adam Berus: To było na rannej zmianie. Pracowaliśmy w tym miejscu. Nagle zrobiło się zupełnie ciemno, nie widać było kompletnie nic. A w chwilę potem, kiedy leżałem już na ziemi, widziałem tylko jeden wielki ogień.
Janusz Wanczura: Czułem ogromny ból. Miałem wrażenie, jakbym wszędzie opierał się o gorącą blachę. Nie wiedziałem co się dzieje, bo ci, którzy mnie widzieli jakby odsuwali się ode mnie. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że praktycznie nie mam skóry na twarzy. Dopiero w świetle zauważyłem, że skóra spływa mi z ręki dosłownie jakby kożuch z mleka.
Andrzej Latka: Szedłem jakiś czas w zupełnych ciemnościach, bez lampy, bez kasku. Nie wiem, jak długo to trwało. Dopiero kiedy zobaczyłem światło, wreszcie usiadłem i rozpłakałem się jak dziecko.
Poparzeni górnicy leżeli w szpitalu po kilkadziesiąt dni. Codziennie chodzą na rehabilitację, spotykają się z lekarzami, rozmawiają z psychologami. Do pracy w kopalni nie wrócili.