Iga Świątek przegrała z brazylijską tenisistką Beatriz Haddad Maią 4:6, 6:3, 5:7 i odpadła w 3. rundzie (1/8 finału) turnieju WTA 1000 na twardych kortach w Toronto (pula nagród 2,9 mln dolarów).
Najwyżej rozstawiona w imprezie Świątek w 1. rundzie miała tzw. wolny los, a w 2. wygrała z Australijką Ajlą Tomljanovic 6:1, 6:2.
Trwająca równo trzy godziny pierwsza konfrontacja 21-letniej raszynianki z dokładnie pięć lat i jeden dzień starszą zawodniczką z Sao Paulo pełna była emocji, zwrotów akcji, świetnych zagrań, ale i prostych błędów.
Próbująca złapać właściwy rytm i wrócić do świetnej dyspozycji z pierwszego półrocza podopieczna trenera Tomasza Wiktorowskiego zaczęła nerwowo, myliła się czasami nawet w prostych wydawałoby się sytuacjach i straciła własne podanie na 2:3. Z serwisem obie miały kłopot, bo zadanie utrudniał im wiatr, ale to Brazylijka lepiej wprowadzała piłkę do gry, czym ustawiała się w korzystniejszej sytuacji na początku wymian.
Rozgrywająca najlepszy sezon w karierze Haddad Maia, która w tym roku sięgnęła po oba dotychczasowe tytuły WTA (na trawie w Nottingham i Birmingham) i awansowała na najwyższe w karierze 24. miejsce w świecie, zdawała się mieć pomysł, jak grać ze Świątek, która - wydawało się - sposobu na rywalkę szukała w trakcie spotkania.
Haddad Maia grała odważnie, agresywnie, dużo ryzykowała i zwykle podejmowała dobre decyzje, a Polka świetne uderzenia przeplatała dłuższymi seriami mniej udanych zagrań.
Pierwszy set 6:4 dla Brazylijki, a drugi zaczął się od gema, w którym dwukrotna triumfatorka French Open obroniła pięć break pointów i zwyciężyła po 24 piłkach. Wygrana w takich okolicznościach nie okazała się punktem zwrotnym. Wymiany nadal były długie, zacięte, Haddad Maia w wielu momentach ratowała się skutecznym serwisem, ale przy grze na przewagi w szóstym gemie w dogodnej sytuacji nie trafiła w kort i faworytka odskoczyła na 4:2.
Świątek "przypilnowała" wyniku i wygrała tę partię 6:3.
Na otwarcie trzeciej poszła za ciosem i znowu przełamała podanie Latynoski, która w 2019 roku, gdy plasowała się w połowie drugiej setki listy WTA, z powodu wykrycia w jej organizmie sterydów anabolicznych została zdyskwalifikowana na 10 miesięcy, a pandemia wydłużyła tę przerwę do ponad roku. Wtedy głośniej zaczęło się nieść po trybunach "Iga, Iga", bo kibiców w biało-czerwonych barwach i z polskimi flagami nie brakowało.
Doping rodaków nie uskrzydlił Świątek, która błyskawicznie straciła przewagę. Nadal w jej grze brakowało regularności, popełniała sporo błędów, m.in. dziewięć podwójnych przy serwisie, i nie potrafiła "złamać" ambitnie walczącej i wierzącej w pokonanie pierwszej rakiety globu Brazylijki.
Później to Polka odrobiła stratę przełamania, w 10. gemie dobrym serwisem uratowała się przy pierwszym meczbolu, w 12. obroniła dwa kolejne, ale przy następnym uderzyła w aut i Haddad Maia mogła się cieszyć z drugiego cennego zwycięstwa w Toronto. W 2. rundzie bowiem wyeliminowała faworytkę gospodarzy Leylah Fernandez, finalistkę ubiegłorocznego US Open.
Brazylijka ogólnie zdobyła osiem punktów więcej (119:111) i miała lepszy bilans uderzeń wygrywających do niewymuszonych błędów (23-12) niż Polka, która jednak też zakończyła mecz "na plusie" (33-28).
Świątek poprzednio grała w Toronto w 2019 roku, gdy także w 1/8 finału zatrzymała ją Japonka Naomi Osaka, wówczas wiceliderka rankingu. Polka dopiero wkraczała wtedy na tenisowe salony i po dobrym występie awansowała do... szóstej dziesiątki listy WTA.
Teraz jest gwiazdą tej dyscypliny. Tylko w tym roku rozegrała już 55 meczów, z których 49 wygrała. Zaczęła sezon od półfinału Australian Open w Melbourne, a później przyszły triumfy w Duasze, Indian Wells, Miami, Stuttgarcie, Rzymie oraz w paryskim French Open i trwająca od połowy lutego do początku lipca seria 37 zwycięskich spotkań, którą w trzeciej rundzie Wimbledonu zakończyła Francuzka Alize Cornet. Między czasie - 4 kwietnia - została liderką listy światowej.
Po krótkiej wakacyjnej przerwie Świątek zagrała przed własną publicznością w Warszawie, gdzie w ćwierćfinale uległa późniejszej zwyciężczyni turnieju Francuzce Caroline Garcii, a następnie przeniosła się za ocean na kolejną część sezonu, ponownie na kortach twardych, na której świetnie sobie radziła wiosną.
Mimo niepowodzenia w Toronto, gdzie zainkasowała 105 pkt do rankingu światowego i 30 tys. dolarów premii, jej przewaga na czele rankingu WTA jest bardzo wyraźna i w najbliższym czasie na pewno nikt Polki nie zdetronizuje.
Teraz przeniesie się do Cincinnati, gdzie od poniedziałku czeka ją kolejny "tysięcznik" i jednocześnie ostatni sprawdzian przed czwartą w sezonie lewą Wielkiego Szlema - US Open, która w Nowym Jorku rozpocznie się 29 sierpnia.