Cztery lata więzienia - taki wyrok usłyszał osobisty lekarz Michaela Jacksona, doktor Conrad Murray. W pierwszej połowie listopada ława przysięgłych sądu w Los Angeles uznała go winnym nieumyślnego spowodowania śmierci piosenkarza. Być może Murray odsiedzi jednak tylko dwa lata.
Eksperci wskazują na przepisy prawne Kalifornii, zgodnie z którymi osoby popełniające przestępstwa bez użycia przemocy i uprzednio niekarane mają odbyć karę skróconą w lżejszym więzieniu komunalnym. Uzasadnia się to przepełnieniem więzień stanowych.
Prowadzący sprawę sędzia Michael Pastor odrzucił wniosek obrony Murraya o warunkowe zawieszenie kary. W długim przemówieniu przed ogłoszeniem wyroku podkreślił, że postępowanie oskarżonego było "rażącym i niedopuszczalnym naruszeniem etyki lekarskiej", a nie przykładem błędu w sztuce medycznej, jak twierdzili obrońcy Murraya. Przypomniał też, że lekarz "nie okazał absolutnie żadnej skruchy" ani poczucia odpowiedzialności i usiłował ukryć i zatuszować swój postępek, uciekając się do licznych kłamstw. Odmawiając zawieszenia kary, sędzia argumentował, że Murray "okazał taką zbrodniczą lekkomyślność, że stanowi zagrożenie dla społeczeństwa".
Adwokaci Murraya argumentowali natomiast, że lekarz był pod presją Jacksona, który przygotowywał się do serii koncertów w Europie i cierpiąc na bezsenność domagał się silnych środków nasennych i znieczulających. Obrońcy podkreślali też, że Murray nie był dotychczas karany, i utrzymywali, że sama utrata licencji medycznej zarządzona przez sąd będzie wystarczająco dotkliwa.
Z kolei prokuratorzy składali wniosek o jak najsurowszą karę, twierdząc, że doktorem kierowały pobudki materialne - wysokie honoraria obiecane mu przez Jacksona. Podkreślali, że zabijając go, Murray pozbawił jego dzieci ojca.
Lekarz przyjął decyzję w sprawie wysokości swojej kary z kamienną twarzą, a zgromadzeni przed sądem w Los Angeles fani Jacksona zaczęli bić brawa.
Za kratami Murray będzie przebywał pod szczególnym nadzorem. Być może ze względu na zły stan zdrowia, trafi najpierw na salę więziennego szpitala. Taką decyzję podjęto już wcześniej - kiedy ława przysięgłych uznała go winnym nieumyślnego spowodowania śmierci. Sędzia nie zgodził się wówczas, by Murray nadal przebywał na wolności, a z powodu złego stanu zdrowia skierowano go właśnie do więziennego szpitala. Był tam pilnie strzeżony, bo obawiano się zemsty ze strony jego współwięźniów - fanów Michaela Jacksona, którzy podobno grozili, że go zabiją. Pojawiły się też informacje, że lekarz po orzeczeniu ławy przysięgłych miał myśli samobójcze.
25 czerwca 2009 roku Murray, specjalista-kardiolog, podał Jacksonowi propofol - mocny środek znieczulający stosowany przy operacjach. Piosenkarz sam domagał się silnego środka na bezsenność, jednak specjaliści wypowiadający się na procesie podkreślali, że propofolu nie wolno aplikować w warunkach domowych, a jedynie mając do dyspozycji szpitalną aparaturę na wypadek powikłań. Ponadto, jak się okazało, Murray po podaniu Jacksonowi środka wyszedł na pewien czas z jego domu, a kiedy wrócił i stwierdził, że gwiazdor jest umierający, nie zastosował odpowiednich procedur reanimacji.