Reprezentacja Serbii pokonała w Paryżu Francję 3:2 w półfinałowym meczu mistrzostw Europy siatkarzy i w meczu o złoto zmierzy się w niedzielę ze Słowenią. Francuzi będą natomiast w sobotę rywalami Polaków w spotkaniu o medal brązowy.
Zawodnicy z Francji i Serbii, mistrzowie Starego Kontynentu - odpowiednio - z 2015 i 2011 roku, stworzyli emocjonujące widowisko, które mogło zadowolić nawet wybrednych fanów siatkówki.
Dwa pierwsze sety miały bardzo podobny przebieg - jeden z zespołów na samym początku wypracował kilkupunktowe prowadzenie, które utrzymał do końca. Do zwrotu akcji doszło w trzeciej odsłonie - "Trójkolorowi" prowadzili 11:7, ale pięć punktów z rzędu zdobył wówczas zespół z Bałkanów, a w dalszej części tej partii jeszcze powiększył przewagę. Kluczowe punkty zdobywał dzięki mocnej zagrywce i skutecznemu blokowi.
Kolejny set szybko zaczął układać się po myśli gospodarzy, którzy byli zdeterminowani, by doprowadzić do tie-breaka. Pierwszoplanową postacią w ich zespole był Earvin N'Gapeth, który wcześniej miał lepsze i gorsze momenty. Charyzmatyczny lider miejscowej ekipy, który opuścił początek mistrzostw z powodu urazu mięśniowego, w czwartej partii błyszczał nie tylko w ataku, ale i w polu serwisowym. W jego ślady zaś poszedł przyjmujący Jastrzębskiego Węgla Julien Lyneel.
"Trójkolorowi" nie poszli jednak za ciosem w decydującej odsłonie. Mieli bardzo duże problemy ze skończeniem akcji, a Serbowie byli bezlitośni w kontratakach. W efekcie zawodnicy z Bałkanów zaczęli od prowadzenia 5:0. Podopieczni Laurenta Tillie chwilowo zmniejszyli straty, ale ostatecznie wyraźnie przegrali tę partię.