Czy trwające już drugi tydzień protesty przeciwko polityce Emmanuela Macrona zakończą się trzęsieniem ziemi na francuskiej scenie politycznej? Nie wykluczają tego paryscy komentatorzy, według których "żółte kamizelki" mogą stworzyć wielką partię polityczną, walczącą z szefem państwa.
Część paryskich komentatorów przepowiada, że członkowie ruchu "żółtych kamizelek", którzy protestują przeciwko polityce Macrona, stworzą nową partię, przypominającą trochę włoski Ruch Pięciu Gwiazd. Inni twierdzą jednak, że będzie to niemożliwe, bo "żółte kamizelki" łączy tylko jedno - niechęć do Macrona.
Do tej pory to był ruch w pewnym sensie apolityczny. Przystąpiły do niego osoby o poglądach prawicowych, lewicowych, a nawet ekolodzy. Jedni żądają redukcji podatków, inni wyższych zasiłków, jeszcze inni - zakazania oleju palmowego w produktach spożywczych. Każdy domaga się czego innego - i jest wiele wewnętrznych kłótni - wyjaśnia francuski komentator Jacques Laque.
Ludzie mają coraz więcej problemów finansowych, mamy dosyć niespełnionych obietnic prezydenta - tak wielu paryżan komentuje ogólnokrajową falę protestów ruchu "żółtych kamizelek" przeciwko polityce Macrona.
Liczba demonstrantów spada - ale rośnie liczba ich zwolenników. To paradoks, który podkreśla dzisiejsza prasa. W ciągu półtora tygodnia liczba osób blokujących ulice, autostrady i drogi dojazdowe do składów paliwa spadła ponad 20-krotnie - jest ich dzisiaj tylko kilkanaście tysięcy w całej Francji. Popiera ich jednak ponad 80 procent rodaków.
Macron w ogóle nie słucha skarg ludzi. To musi się skończyć. Trzeba go zmusić do zmiany postawy! - tłumaczy korespondentowi RMF FM paryżanka popierająca "żółte kamizelki".
Jeżeli Macron nie rozumie, że sytuacja jest groźna - to może mieć poważne problemy. Pewnego dnia się obudzi i kraj będzie sparaliżowany - dodaje jej mąż.
(mpw)