Mieszkańcy gminy Stronie Śląskie mają obawy, że zabezpieczenia ich terenów przed kolejną powodzią doprowadzą do podziału mieszkańców na dwa obozy. We wtorkowy wieczór zakończyły się pierwsze konsultacje społeczne w tej sprawie.

Wrześniowa powódź bardzo zbliżyła do siebie mieszkańców Stronia Śląskiego i okolic. Najpierw wspólnymi siłami walczyli z wielką wodą, później wzajemnie się wspierali w sprzątaniu i odbudowie domów. Mają te same problemy, obawy i walczą o te same świadczenia. Teraz może się to zmienić. 

Gotowy jest plan zabezpieczeń terenów popowodziowych przed kolejnym kataklizmem. Przygotował je zespół Wód Polskich pod kierownictwem prof. Janusza Zaleskiego. Wśród pomysłów takich jak poszerzenie koryt rzek, czy mała retencja, jest też budowa suchych zbiorników, które napełniałyby się wodą tylko podczas powodzi. Aby powstały, część mieszkańców musiałaby zostawić swoje domy i uwolnić teren pod budowę. 

Pod uwagę branych jest sześć wariantów, różnią się lokalizacją. Rekomendowana przez ekspertów wersja zakłada powstanie zbiorników w Goszowie, Bolesławowie i Stójkowie. 

Dziś w Stroniu Śląskim odbyły się w tej sprawie pierwsze konsultacje społeczne, obiecano bowiem poszkodowanym, że będą mieli realny wpływ na kształt całego planu i przymusowych wywłaszczeń nie będzie.

Na wstępie mieszkańcy zostali poinformowani, że konsultacje będą podzielone na trzy części. Pierwsza to prezentacja planu przez Wody Polskie, druga - pytania od ekspertów czy samorządowców. Dopiero na koniec przewidziano pytania od mieszkańców. 

Dalsza część artykułu pod materiałem video:

Nie tak to miało wyglądać. Konsultacje, jak sama nazwa wskazuje, polegają na konsultowaniu z nami tych pomysłów, a nie na wykładzie pana profesora. Spotkanie zaczęło się o 14:00, a dopiero o 17:00 ktoś dopuścił nas do głosu. Lista pytań była długa, ale oczywiście wiele osób nie zdążyło ich zadać. Naprawdę Wody Polskie dały kilkuset osobom godzinę z hakiem na wyrażenie swojej opinii, w obliczu tego, co przeżywamy? Czekaliśmy na to spotkanie od wielu miesięcy. Nie wiemy, czy remontować domy, czy nas wysiedlą, a oni poświęcają na rozmowę z nami 60 minut? I chcą nas tym przekonać, do opuszczenia własnych domów? Niedorzeczne - powiedział RMF FM pan Piotr. 

Wiceprezes Wód Polskich Mateusz Balcerowicz tłumaczył, że to nie ostatnie spotkanie. 31 marca kończy się dopiero pierwszy etap rozmów, będą kolejne. Jesteśmy otwarci na wszelkie uwagi, pomysły, inicjatywy społeczne, pytania. Proszę uwierzyć, że nie będziemy robić nic za waszymi plecami - mówił do zebranego tłumu.

Zbiorniki oznaczają powolną śmierć gminy?

Plan zabezpieczeń zawiera wiele punktów, ale to budowa suchych zbiorników interesowała mieszkańców gminy Stronie Śląskie najbardziej

Co to znaczy suchy zbiornik? To jest stworzenie 10 pustyń: gospodarczych, turystycznych i wysiedlenie tych ludzi, którzy nie dzięki państwu, tylko dzięki własnej inicjatywie zagospodarowali te ruiny, otworzyli agroturystyki i dzięki temu tej rejon kwitnie turystycznie. Zaprzepaszczenie tego to będzie grzech ciężki. Dla moich i dla waszych wnuków - mówił jeden z mieszkańców, budząc duży aplauz publiczności. 

Mieszkańcy obawiają się bowiem, że zbiorniki zniszczą krajobraz, który przyciąga na miejsce turystów. Jak wzdłuż drogi do Jaskini Niedźwiedziej będzie suchy zbiornik, to jak to będzie wyglądało? Ludzie przyjadą, zobaczą i zawrócą, więcej nas nie odwiedzą. A my wszyscy żyjemy z turystyki. To będzie wielka krzywda nie tylko dla wywłaszczonych ludzi, ale dla wszystkich - mówi mieszkaniec Starej Morawy.

Podobnego zdania jest radna Stronia Śląskiego Natalia Skierkowska. Ja rozumiem, że chodzi o bezpieczeństwo Stronia Śląskiego, Kłodzka, a nawet Wrocławia. Ale dla tej gminy to jest powolna śmierć. Tracimy piękny obszar krajobrazowy. W momencie powstania 3-4 zbiorników ta gmina po prostu się wyludni. Ludzie nie będą mieli, jak zarabiać, nie będą mieli, gdzie się przeprowadzić, bo wszystkie tereny wyżej usytuowane są terenami chronionymi przez Naturę 2000. A co z przedsiębiorcami? Gdzie oni mają się przenieść ze swoimi biznesami? To jest po prostu śmierć dla naszej gminy - powiedziała radna reporterce RMF FM Martynie Czerwińskiej.

Zaufanie do Wód Polskich zostało mocno ograniczone

Mieszkańcy dopytywali Wody Polskie, ile czasu zbiornik w Goszowie mógłby wytrzymać przy tak intensywnej powodzi jak we wrześniu. Eksperci nie potrafili odpowiedzieć. To wzbudziło spory niepokój. Obawiamy się, że oddamy swoje domy, a to i tak nie przyniesie oczekiwanego rezultatu. Kto da nam gwarancję, że ten zbiornik nie puści, jak tama? - pytali mieszkańcy Goszowa.  

Przecież do katastrofy budowlanej na tamie w Stroniu Śląskim dopuściły Wody Polskie, pozwalając na prace ziemne w wale. Nadzorowały ten obiekt, zapewniały, że nic nam nie grozi. I teraz ta sama instytucja ma planować nam kolejne zabezpieczenia? Nie ufamy, nie wierzymy w żadne zapewnienia, wątpimy w kompetencje - mówiła mieszkanka, która planuje w okolicy Stronia Śląskiego duże inwestycje. 

Proszę mi odpowiedzieć, jakie procedury zostały wdrożone w Wodach Polskich, aby sytuacja się nie powtórzyła, jaką mamy gwarancję Waszego profesjonalizmu? Jeśli zaliczyliście taką wtopę przy obiekcie już gotowym, to co dopiero przy inwestycji budowanej od zera? Nie macie żadnych analiz, nie ma żadnych informacji na temat kwot odszkodowań - dodała podczas swojego wystąpienia.

Mateusz Balcerowicz, wiceprezes Wód Polskich zaapelował: Proszę nie obrażać pracowników Wód Polskich. Nie wiem, skąd ma pani wyniki postępowania prokuratorskiego, które jeszcze się toczy. Prokurator udziela wybiórczych informacji, zostali powołani biegli, czekamy dopiero na wyniki, też jesteśmy ciekawi. Trzymajmy się faktów. 

Jacek Drabiński, zastępca Dyrektora ds. Ochrony Przed Powodzią i Suszą w RZGW we Wrocławiu dodał, że po układaniu światłowodu w 2022 roku w wale zapory, Wody Polskie zleciły ocenę stanu technicznego budowli. Taka ocena została wykonana przez osoby z uprawnieniami. Stan zbiornika ocenili jako doby po wykonaniu tych prac - mówił.

Są też zwolennicy zbiorników

Podczas spotkania w Stroniu Śląskim słychać było głównie sprzeciw mieszkańców. Może być ich trudno przekonać, ponieważ nie wszyscy wytypowani wstępnie do przeprowadzki mieszkają na terenie zalewowym. Do mnie woda nie dotarła ani teraz, ani w 1997 roku. Ale mój dom ma zostać zrównany z ziemią dla dobra innych, po prostu potrzebny jest mój teren. Będę protestować, bo uważam, że moje poświęcenie nie poprawi bezpieczeństwa, te zbiorniki niewiele tu poprawią, to będzie kosmetyczna różnica - mówi mieszkaniec Starego Gierałtowa. 

Są jednak tacy, którzy zbiorniki uważają za niezbędne.

Jeśli nie chcemy, żeby powódź nas dotykała co 10 lat, to musimy się zdecydować. Nie wymyślono na świecie innych rozwiązań. Mieszkam w Bielicach, tam zbiornik też jest brany pod uwagę i ja jestem skłonny oddać gospodarstwo rolne i wyciąg narciarski. Tam nie mieszka dużo ludzi, tam też zaczyna spływać woda, tam się zaczyna powódź. Szkoda mi, ale trzeba myśleć racjonalnie, aby ochronić ziemię kłodzką. Gdyby ludzie zgodzili się na te zbiorniki kilka lat temu, nie byłoby takich skutków powodzi - i to trzeba ludziom uświadomić. Bez zbiorników się nie obejdzie, pytanie tylko gdzie je wybudować. To nieprawda, że nie ma gdzie przenieść ludzi. Są wolne tereny, na których ludzie mogliby odzyskać spokój - mówi RMF FM Zbigniew Maj.

Radny gminy Remigiusz Sławik przekonuje jednak, że "skutki ekonomiczne takiej decyzji będą fatalne". Te 4 miliardy złotych, za które chcą wybudować zbiorniki, są tego niewarte. Już lepiej przenieść cały Radochów i zrobić tam polder zalewowy. W nas została trauma. Będziemy się ciągle zastanawiać, czy zbiorniki nie puszczą jak tama. Ludzie będą mniej skłonni inwestować w te tereny. Nikt nie analizuje tego, co później będzie się działo. Ludzie, którzy zostaną wywłaszczeni, to wbrew pozorom szczęśliwcy. Dostaną ziemię w bezpiecznym miejscu. A co z resztą, która zostanie na terenie zalewowym i która wciąż będą spoglądać ze strachem w kierunku zbiorników przy każdym deszczu? - mówił reporterce RMF FM.

Trudno o konsensus

Pewne jest jedno. Trudno będzie uzyskać konsensus. Zdają sobie już z tego sprawę Wody Polskie. 

Wybierzemy to rozwiązanie, na które wyrazi zgodę większość mieszkańców. Nie uda się pogodzić wszystkich interesów i osiągnąć 100 proc. poparcia, trzeba będzie pójść za większością, biorąc pod uwagę najmniejsze szkody społeczne i koszty - powiedział wiceprezes Wód Polskich. 

Mieszkańcy obawiają się, że ta sprawa bardzo ich podzieli.

Każdy ma swoją rację. Rozumiem mieszkańców, którzy nie chcą oddać domów, ale uważam też, że te zbiorniki muszą powstać. Czeka nas trudny czas, także w relacjach między ludźmi, bo wszystkim się nie dogodzi. Trzeba kogoś poświęcić, żeby kogoś ochronić. Już czujemy ten rozłam - podsumowuje Pani Wioletta. 

W środę kolejne konsultacje - tym razem w Lądku-Zdroju.

Opracowanie: