Trener piłkarskiej reprezentacji Brazylii Luiz Felipe Scolari po sobotniej porażce 0:3 z Holandią w meczu trzecie miejsce mistrzostw świata, z rozbrajającą szczerością stwierdził: nie graliśmy źle. 65-letni szkoleniowiec potwierdził też, że nie zamierza rezygnować ze stanowiska.
Nie graliśmy źle, ale pierwsza bramka padła tak szybko, że wstrząsnęła zespołem. Nie wiem, czy to nie był błąd sędziego - powiedział Scolari dodając, że gdy Arjen Robben został sfaulowany przed polem karnym, to sędzia podyktował rzut karny wykorzystany przez Robina van Persiego. Scolari uważa, że pretensje do piłkarzy, jakie coraz głośniej słychać w Brazylii, nie są uzasadnione. Powinni być docenieni za ciężką pracę, za to, czego dokonali - powiedział. Pytany, czy odejdzie z reprezentacji selekcjoner odpowiedział: "mój los jest w rękach kierownictwa federacji piłkarskiej. To ona zdecyduje co dalej. Nie będę na ten temat rozmawiał z mediami".
Szef brazylijskiej federacji piłkarskiej Jose Maria Marin od porażki z Niemcami 1:7 nie wypowiadał się na temat przyszłości trenera reprezentacji. Przed rozpoczęciem turnieju przyznał jednak, że wyniki nie będą miały na to wpływu. Brazylijskie media coraz głośniej domagają się dymisji Scolariego, który jest - ich zdaniem - sprawcą największego blamażu w historii futbolu w tym kraju.
Wieczorem na słynnej Maracanie w Rio de Janeiro piłkarze Niemiec i Argentyny zmierzą się w finale mistrzostw świata. W decydującym meczu mundialu te drużyny zagrają ze sobą po raz trzeci. W 1986 roku triumfowali "Albicelestes", a cztery lata później Niemcy.