Kolegia zamiejscowe uniwersytetów mogą zniknąć. Nad ich likwidacją zastanawia się m.in. Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Jak wyjaśnia profesor Stanisław Chibowski, prorektor UMCS, Ministerstwo Szkolnictwa Wyższego daje uczelniom rok na przekształcenie kolegiów w wydziały zamiejscowe, co wiąże się z zatrudnieniem osobnej kadry w każdej z placówek. To oznacza większe koszty, bo do tej pory wykładowcy dojeżdżali na zajęcia z Lublina. Po drugie już teraz są problemy z naborem.

Profesor Stanisław Chibowski, prorektor UMCS: Może zaistnieć taka sytuacja, że z powodu małej liczby kandydatów nie da się uruchomić żadnego z kierunków prowadzonych w naszych kolegiach. A mamy ich cztery.

Krzysztof Kot: Porównując ilość studentów jeszcze 2-3 lata temu do teraz…?

Jeżeli trzy lata temu w Radomiu studiowało na wszystkich rocznikach 500 osób, to w tym roku będzie studiować połowa, a może nawet mniej.

Czyli tak naprawdę racje ekonomiczne powodują, że nie bardzo opłaca się uczelni prowadzić takie oddziały.

Zdecydowanie, ma pan rację. W momencie małej liczby studentów te ośrodki stają się zupełnie deficytowe. A wiadomo, jak teraz sytuacja wygląda: Jednostek deficytowych nie powinno się utrzymywać, bo uczelnia jest tylko częściowo dotowana przez ministerstwo. Z resztą musi poradzić sobie sama. Musi zdobyć brakujące kwoty. W momencie, kiedy pojawia się jakaś jednostka, która przynosi deficyt, to siłą rzeczy należy zastanawiać się, czy warto ją utrzymywać. Pomimo że sens tych kolegiów był przede wszystkim taki, by dla biedniejszej młodzieży stworzyć warunki do studiowania blisko miejsca zamieszkania. Żeby młodzież nie ponosiła kosztów związanych z wynajęciem mieszkania, wyjazdem z domu itd. Jeżeli nie będzie chętnych, to nie będziemy tego na siłę utrzymywać, bo to nie ma sensu.