Osiemnaście godzin minęło, zanim rekordzista świata, zdobywca trzech złotych medali olimpijskich Usain Bolt zabrał głos po dyskwalifikacji za falstart w finale 100 m mistrzostw świata w Daegu. "Jestem potwornie zawiedziony" - powiedział jamajski sprinter.
Co innego jest przegrać po walce, a co innego zostać wykluczonym. Tego uczucia nie da się opisać. Jestem potwornie zawiedziony, choć nie wiem czy to odpowiednie słowo. Nie potrafię po prostu tego wyrazić - przyznał lekkoatleta.
Bolt stał się ofiarą wprowadzonego przez IAAF przepisu, dyskwalifikującego każdego zawodnika za popełnienie falstartu. W finale w Daegu Jamajczyk wyraźnie wybiegł z bloków przed strzałem startera.
Otworzyła się wtedy droga do złota dla pozostałych siedmiu sprinterów. Wykorzystał ją inny Jamajczyk Yohan Blake, który zdecydowanie pokonał rywali. Pod niesprzyjający wiatr 1,4 m/s uzyskał czas 9,92 i wyprzedził o 0,16 s Amerykanina Waltera Dixa oraz o 0,17 s reprezentanta Saint Kitts i Nevis Kima Collinsa.
Po pierwsze chciałbym pogratulować Yohanowi. Cieszę się, że złoto zostało w rękach Jamajczyka - dodał Bolt.
Tuż po wykluczeniu nie chciał rozmawiać z dziennikarzami. Szybko zabrał rzeczy, poszedł do autobusu, i zaszył się w swoim apartamencie. Nie chciał rozmawiać nawet ze swoim menedżerem Rickym Simmsem.
Dopiero w poniedziałek Bolt zgodził się porozmawiać, ale tylko z Simmsem, który później wydał oficjalne oświadczenie w jego imieniu.
Jestem znakomicie przygotowany, dlatego nie odpuszczę biegu na 200 m. Bardzo ciężko pracowałem na to, by przyjechać do Daegu w optymalnej dyspozycji. Wszystko wyglądało znakomicie, tylko ten start... - stwierdził rekordzista świata (9,58 w MŚ Berlin 2009). Ale koniec z tym! To już przeszłość i nie chcę do tego wracać. Temat jest dla mnie zamknięty - podkreślił.
Jamajczyk wystąpi w Daegu jeszcze w biegu na 200 m i sztafecie 4x100. W obu przypadkach będzie bronił tytułów wywalczonych dwa lata temu.