"Prezydent Francji Nicolas Sarkozy chce jak najszybciej narzucić Unii Europejskiej dodatkowe opodatkowanie transakcji finansowych". "Rośnie napięcie pomiędzy Paryżem i Berlinem". To komentarze nadsekwańskiej prasy przed dzisiejszym "antykryzysowym" francusko-niemieckim szczytem w Berlinie. Nowym podatkiem Sarkozy chce ratować finanse eurolandu. Inne kraje UE są jednak w tej kwestii sceptyczne.
Wielka Brytania i Szwecja zapowiedziały już, że nie chcą o tym projekcie w ogóle słyszeć, bo obawiają się, że spowoduje to odpływ kapitałów z naszego kontynentu. Sarkozy będzie dzisiaj przekonywał Angelę Merkel, by nowy podatek wprowadziły na początek tylko Francja, Niemcy i Włochy - Berlin i Rzym się jednak na to nie zgadzają. Kanclerz Merkel i premier Mario Monti twierdzą, że wprowadzenie dodatkowego opodatkowania transakcji finansowych ma sens tylko wtedy, kiedy zgodzą się na to wszystkie kraje Unii.
Pośpiech francuskiego przywódcy krytykują również inni członkowie UE oraz Komisja Europejska. Jak nie chcecie, to się na was obrażę i Francja wprowadzi to sama - tak stanowisko Sarkozy'ego podsumowuje nadsekwańska stacja telewizyjna LCI, która porównuje go do kapryśnego chłopca. Projekt ustawy w tej sprawie ma trafić do francuskiego parlamentu już w przyszłym miesiącu. Sarkozy nie traci jednak nadziei, że do tego czasu uda mu się przekonać kanclerz Merkel i premiera Montiego. Problem polega na tym, że w samej Francji krytykuje to wielu ekspertów oraz największy związek biznesmenów.
Wielu paryskich komentatorów sugeruje też, że pośpiech lokatora Pałacu Elizejskiego spowodowany jest zbliżającymi się we Francji wyborami prezydenckimi. Forsując dodatkowe opodatkowanie transakcji finansowych w UE, chce on zjednać sobie sympatię części lewicowych wyborców.