Polski złoty jest coraz mocniejszy. Rano euro kosztowało już tylko 4,09 zł, a frank szwajcarski 3,38 zł. Na rynku wciąż widzimy efekty zeszłotygodniowej decyzji Europejskiego Banku Centralnego o ratowaniu Włoch i Hiszpanii. Każda euforia ma jednak swój koniec, a ten tydzień będzie naprawdę trudny.
Ciężki będzie zwłaszcza początek tygodnia. Ceny walut mogą wzrosnąć o kilka groszy, bo do Aten przyjechała Trojka, czyli inspektorzy Europejskiego Banku Centralnego, Komisji Europejskiej i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Będą oni oczekiwali od Greków kolejnych oszczędności na 12 miliardów euro. Chodzi tu głównie o dalsze cięcie rent, emerytur i wynagrodzeń. Greccy politycy będą głośno protestować, ale pewnie i tak ulegną, bo chcą dostać 31 miliardów euro - kolejną transzę pomocy finansowej.
Gorąco ma być także jutro, bo w kalendarzu mamy spotkania greckiego premiera Antonisa Samarasa z prezesem Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghim oraz drugie: szefów rządów Hiszpanii i Finlandii. Panowie również będą się ścierać o zaciskanie pasa. Trzeba pamiętać o tym, że konflikt "rozleniwionego południa" jak mówią złośliwi, z bogatą północą jest bardzo żywy.
Poprawy możemy spodziewać się dopiero w czwartek wieczorem. Wtedy czeka nas decyzja amerykańskiego banku centralnego, czyli FED-u, który podobnie jak jego europejski odpowiednik może zarządzić dodrukowanie pieniędzy na niewyobrażalną skalę.
Te wszystkie spotkania przesądzą o kierunku, w którym pójdą rynki, bo w tym tygodniu brakuje ważnych danych makroekonomicznych. Ekonomiści i inwestorzy będą więc wyłapywać każde słowo polityków, interpretować je i wyciągać wnioski.