"Domagamy się umorzenia składek na ZUS co najmniej na pół roku" - takie hasła można było usłyszeć w Warszawie. Protestujący przedsiębiorcy przejechali z Placu Teatralnego przed kancelarię premiera.
Uczestnicy akcji - ze względu na aktualne ograniczenia w przemieszczaniu się - manifestowali w swoich samochodach. Kierowcy, jadąc z prędkością kilku kilometrów na godzinę, blokowali przejazd przez plac Trzech Krzyży. Używali klaksonów.
Niektórzy kierowcy siedzieli w maseczkach. W części aut - poza kierującymi - byli pojedynczy pasażerowie. Demonstrujący mówili, że protestują, by zwrócić uwagę premiera na nowo wprowadzone przepisy "za mało chroniące przedsiębiorców w czasie epidemii".
Chcemy, żeby państwo nam wreszcie pomogo. Mam na utrzymaniu siedmiu pracowników, oni mają rodziny. Nie mamy żadnej pomocy - mówiła reporterowi RMF FM jedna z uczestniczek protestu, właścicielka restauracji. Dopytywana, jakiej pomocy od państwa domagają się przedsiębiorcy, powiedziała: Umorzenia ZUS-u, wszelkich podatków, co najmniej 80 procent dopłat do pensji, bo od trzech tygodni nie pracujemy.
Inny uczestnik protestu mówił naszemu dziennikarzowi: Ktoś powie, że ten protest jest niestosowny w czasach epidemii, ale proszę zrozumieć, że jesteśmy w takiej sytuacji, tak zdeterminowani, że musimy zaprotestować.
W wyniku protestu na pl. Trzech Krzyży zakorkowane były wszystkie okoliczne ulice - m.in. Bracka, Nowogrodzka i Żurawia.
Na miejscu byli policjanci, którzy spisali niektórych z kierowców.