Policja i sanepid nie potrafią jednoznacznie zadeklarować, jak będą traktować przedsiębiorców, którzy wbrew koronawirusowym zakazom wznowią działalność. Właściciele restauracji, barów, hoteli czy siłowni zaczynają coraz liczniej buntować się przeciwko rządowym obostrzeniom, podkreślając, że grozi im fala bankructw. Wielu zapowiada wznowienie działalności. Mimo restrykcji.
Przed trzema dniami, przypomnijmy, ogłoszona została decyzja rządu o przedłużeniu do końca miesiąca obecnie obowiązujących obostrzeń.
Oznacza to m.in., że zamknięte, również dla podróżujących służbowo, pozostaną hotele, a także - z wyłączeniem kilku typów sklepów - galerie handlowe, restauracje będą nadal wydawać posiłki wyłącznie na wynos, a infrastruktura sportowa pozostanie dostępna jedynie dla uprawiających sport zawodowo.
Przeciwko rządowym restrykcjom buntuje się jednak rosnąca grupa przedsiębiorców z branż gastronomicznej, rozrywkowej, hotelarskiej czy fitness: podkreślają, że grożą im masowe bankructwa i nie mogą czekać dłużej z otwarciem biznesów.
Co więcej: niektórzy uznają zakaz działalności za nielegalny. Zaznaczają, że rząd złamał prawo, bowiem nie można zakazywać działalności gospodarczej rozporządzeniem: konieczne jest do tego wprowadzenie stanu nadzwyczajnego. A takiego w Polsce nie ogłoszono.
Na Podhalu powstała inicjatywa Góralskie Veto, do której dołączyło już kilkuset przedsiębiorców domagających się zniesienia obostrzeń, które uderzają w ich biznesy.
Biznesmeni zapowiadają, że po 17 stycznia wznowią działalność - bez względu na obowiązujące restrykcje i grożące im konsekwencje.
"Jest to ostatni moment, żebyśmy mogli tej polityce rządu, która nas po prostu wykończy, powiedzieć ‘veto’" - podkreślał pomysłodawca akcji Sebastian Pitoń.
Wśród buntujących się przedsiębiorców jest również grupa restauratorów z podwarszawskiego Legionowa: zamierzają - mimo obowiązujących obostrzeń - otworzyć po weekendzie swoje lokale i podawać klientom posiłki na miejscu.
W rozmowie z RMF FM właściciel jednej z restauracji i pomysłodawca akcji Maciej Adamski stwierdził wprost: "Czego mam się bać? Nie mam nic do stracenia. Jeżeli nie otworzę restauracji ponownie, to za miesiąc zamknę ją zupełnie i nie będzie do czego wracać".
W tej chwili zwłaszcza na południu Polski otwiera się coraz więcej barów i restauracji, a niebawem otwarcia planują także siłownie i niektóre hotele.
Co ciekawe, policja i sanepid nie potrafią jednoznacznie stwierdzić, jak będą traktować firmy, które wznowią działalność wbrew koronawirusowym zakazom.
Teoretycznie przedsiębiorcy powinni spodziewać się kar: rząd mówi bowiem jasno, że za otwieranie biznesów wbrew restrykcjom będą mandaty.
W praktyce jednak sytuacja tak jasna już nie jest.
Na pytanie o to, czy będą masowe kary dla łamiących zakazy przedsiębiorców, reporter RMF FM Krzysztof Berenda usłyszał od przedstawicielki sanepidu: "Ja nie chciałabym się wypowiadać w tej sprawie".
Gdy natomiast zwrócił się z tym pytaniem do rzecznika policji, insp. Mariusz Ciarka odpisał najpierw, że nie będzie o tym rozmawiał, a później... nie odbierał telefonu.
Sytuacja jest kuriozalna: żadne większe kary za łamanie zakazów działalności nakładane nie są, a to oznacza, że na razie tracą przede wszystkim te firmy, które obostrzeń przestrzegają.