Departament Stanu USA ogłosił, że bada doniesienia o użyciu toksycznego gazu w Syrii w pobliżu miejscowości, gdzie w poniedziałek zestrzelono rosyjski śmigłowiec z pięcioma wojskowymi na pokładzie. USA na razie nie potwierdzają tych wiadomości.

Rzecznik Departamentu Stanu John Kirby powiedział, że jeśli doniesienia lokalnych służb medycznych okażą się prawdziwe, "będzie to bardzo poważne". 

Według tych służb, na miejscowość Sarakeb w prowincji Idlib w północno-zachodniej Syrii zrzucono w poniedziałek wieczorem dwie beczki z chlorem. Około trzydziestu osób, głównie kobiety i dzieci, miało w następstwie objawy zatrucia. Nie wiadomo, kto miał dokonać ataku.

Wiemy, że to chlor, bo już byliśmy nim atakowani i znamy ten zapach i objawy - powiedział BBC doktor Abdel Aziz Barih, który pracuje w Sarakebie.

Chlor to pierwiastek powszechnie wykorzystywany w przemyśle chemicznym, ale jego używanie jako gazu bojowego jest zabronione na mocy konwencji o zakazie broni chemicznej. Jest silnie toksyczny, podrażnia układ oddechowy i błony śluzowe, a zatrucie może prowadzić do śmierci. Chlor był wykorzystywany jako gaz bojowy podczas I wojny światowej.

Reporterzy BBC w 2013 roku zebrali mocne dowody na to, że mieszkańcy Sarakebu byli zaatakowani z użyciem broni chemicznej z helikopterów przez wojska prezydenta Syrii Baszara el-Asada. Władze odrzuciły wówczas te oskarżenia.

Nie wiadomo, kto zestrzelił rosyjski śmigłowiec.

(az)