Hezbollah, libańska partia i organizacja terrorystyczna, ma nowego przywódcę. To 71-letni Naim Kassem, który od 1991 roku pełnił funkcję zastępcy sekretarza generalnego tej partii. Obejmuje stanowisko po zabitym w wyniku izraelskiego ataku Hassanie Nasrallahu. Hashem Safieddine, który miał wcześniej zastąpić Nasrallaha, rządził nieco ponad tydzień.
Hezbollah o swoim wyborze poinformował we wtorkowym oświadczeniu.
Jak podaje Al Jazeera, Kassem został wybrany na stanowisko sekretarza generalnego ze względu na "przestrzeganie zasad i celów Hezbollahu". W komunikacje dodano, że "grupa będzie prosić Boga Wszechmogącego, aby prowadził go w tej szlachetnej misji przewodzenia Hezbollahowi i jego islamskiemu oporowi".
Kassem jest członkiem Hezbollahu od 1982 roku, od początku lat 90. sprawował funkcję zastępcy sekretarza generalnego tej partii. Jak zauważa Reuters, był jednym z głównych rzeczników Hezbollahu, udzielając wywiadów zagranicznym mediom.
Przez lata blisko współpracował z Hassanem Nasrallahem, który zginął podczas izraelskiego ataku 27 września.
Po śmierci Nasrallaha za lidera Hezbollahu uważany był powszechnie jego kuzyn Hashem Safieddine. Formalnej nominacji jednak nie było. Być może dlatego, że Saffieddine rządził krótko. Już 8 października minister obrony Izraela Yoav Gallant powiedział, że następca Nasrallaha "został wyeliminowany" podczas kolejnego ataku na Liban.
Od czasu zabicia Nasrallaha Kassem wygłosił trzy przemówienia telewizyjne, w tym jedno z 8 października, w którym powiedział, że grupa zbrojna popiera wysiłki na rzecz osiągnięcia zawieszenia broni w Libanie.
Zaraz jednak dodał, że konflikt między Hezbollahem a Izraelem to wojna o to, "kto pierwszy zapłacze, a Hezbollah nie będzie płakał pierwszy". Powiedział też, że możliwości jego organizacji nie zostały naruszone pomimo "bolesnych ciosów" ze strony Izraela.
Hezbollah regularnie ostrzeliwuje północ Izraela od ponad roku, gdy wybuchła wojna w Strefie Gazy. Uderzenia spotykają się z silnymi kontratakami. W ostrzałach Hezbollahu na Izrael zginęło kilkadziesiąt osób, a ok. 60 tys. musiało zostać ewakuowanych z zagrożonej północy kraju i do dziś nie może wrócić do domów.
Według mediów i władz libańskich trwająca ponad miesiąc eskalacja wymusiła ucieczkę ok. 1,2 mln mieszkańców Libanu. W tym czasie zginęła również większość libańskich ofiar, z których część stanowią cywile.
Izraelska armia informuje, że przez ostatni rok zabito ponad 2 tys. bojowników Hezbollahu, w tym niemal wszystkich wyższych dowódców, a także zlikwidowano dużą część potencjału bojowego tego ugrupowania.
"W tej fazie wojny Hamas i Hezbollah bardziej będą starali się odzyskać siły, przegrupować dokładnie, odzyskać uzbrojenie, możliwości działania. Natomiast Izrael będzie starał się im to utrudnić, ale kosztem uderzania także w ludność cywilną, dlatego, że jak widać nie przebiera w środkach. Jak zawsze pewnie tych Hamasowców zginie garstka, a setki albo i tysiące ludności cywilnej" - mówił e wtorek w rozmowie z Tomaszem Terlikowskim na antenie Radia RMF24 prof. Maciej Milczanowski, ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu Rzeszowskiego.